Moja podróż do mormońskiego serca Meksyku rozpoczęła się w ponurym barze w Ciudad Juárez, w odległości krótkiego spaceru od mostu na Rio Grande i granicy z USA.
From This Story
Zamówiłem margaritę, co było zdecydowanie niemormońską rzeczą. Ale poza tym wiernie podążałem śladami pionierów Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, z których wielu przejeżdżało przez Ciudad Juárez w drodze do budowania osad w odległych górach i u podnóży północnej Chihuahua.
Pod koniec XIX wieku pionierzy podróżowali wozem lub pociągiem. Ani transport jest używany dużo w północnym Meksyku te dni. Przyleciałem do El Paso z Los Angeles samolotem, a od granicy będę podróżował samochodem z misją zobaczenia kolonii mormońskich, gdzie urodził się ojciec Mitta Romneya, George.
Mitt Romney, który stara się zostać następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych, ma rodzinne korzenie w Meksyku. I to nie w jakiejkolwiek części Meksyku, lecz w miejscu słynącym z produkcji prawdziwych hombres, wiejskiej granicy, gdzie wciąż żyją tysiące mormonów i gdzie rozstrzyganie różnic za pomocą broni było tragicznie prężną tradycją.
W dzisiejszych czasach północna Chihuahua jest pustoszona przez tak zwane wojny narkotykowe karteli, co czyni Ciudad Juárez najbardziej notorycznie niebezpiecznym miastem na półkuli zachodniej. „Murder City”, nazwał je pisarz Charles Bowden w swojej najnowszej książce.
Wjechałem do Ciudad Juárez właśnie wtedy, gdy wspaniały baldachim cytrynowego i mandarynkowego zmierzchu osiadał nad granicą.
Nie jest wskazane podróżowanie przez północną Chihuahua po zmroku, więc zamierzałem spędzić noc w Ciudad Juárez przed udaniem się do osad Mormonów, 170 mil na południe. Stąd moja wizyta w Kentucky Club, gdzie Frank Sinatra, Marilyn Monroe i wiele innych gwiazd popijało koktajle.
„Mówią, że to tutaj wynaleziono margaritę”, powiedziałem barmanowi po hiszpańsku.
„Así es”, odpowiedział. Uważam się za konesera margarity, a ta była nie do odróżnienia. Podobnie jak drewniany wystrój baru. Szczerze mówiąc, w Los Angeles są dwa tuziny barów o meksykańskiej tematyce z lepszą atmosferą.
Ciągle trzeba dać temu wodopojowi kredyt za to, że pozostał otwarty, biorąc pod uwagę ogólne poczucie opuszczenia, które ogarnęło stare turystyczne miejsca w Ciudad Juárez. Pobożni mormoni zawsze unikali rozpusty, którą tam oferowano. Teraz wszyscy inni też to robią.
W niedzielną noc, niegdyś tętniące życiem pasy handlowe przy międzynarodowych mostach przedstawiały opuszczony widok. Widziałem puste od ruchu pieszego chodniki prowadzące do zamkniętych klubów nocnych i rozpadających się budynków adobe, wszystkie patrolowane przez okazjonalne oddziały opancerzonych żołnierzy w pickupach z bronią automatyczną w kolorze węgla drzewnego.
Poza przejściami granicznymi, w Ciudad Juárez wielkich centrów handlowych i szerokich alei, miasto nie wydawało mi się szczególnie groźne – dopóki nie przeczytałem lokalnych gazet, w tym El Diario: „Mieszkańcy Juárez zgłaszali prawie 10 porwań samochodów dziennie w styczniu”. Spędziłem noc w Camino Real, eleganckim przykładzie modernistycznej architektury meksykańskiej, echo hotelu Camino Real w Mexico City, zaprojektowanego przez zmarłego Ricardo Legorretę. Zjadłem posiłek w niesamowicie pustych pomieszczeniach, obsługiwanych przez zespoły kelnerów, którzy nie mieli nikogo innego do obsługi.
John Hatch, mój przewodnik po koloniach mormońskich, przybył następnego ranka, aby mnie odebrać. To właśnie Hatch zwrócił mój telefon do świątyni mormońskiej w Colonia Juárez: jest wolontariuszem w świątyni, a także prowadzi firmę o nazwie Gavilán Tours. Mieliśmy jechać trzy godziny z Ciudad Juárez do Colonia Juárez, gdzie Hatch i jego żona, Sandra, prowadzą nieformalny bed-and-breakfast w swoim domu, obsługując malejący strumień turystów przyciąganych do Chihuahua ze względu na jej historię i uroki natury.
„Jestem czwartym pokoleniem w koloniach”, poinformował mnie Hatch. Może prześledzić swoje korzenie do mormońskich pionierów, którzy podróżowali z Utah i Arizony do Meksyku w 1890 roku. On i Sandra mają sześcioro dzieci, wszystkie wychowane w meksykańskich koloniach i wszystkie będące obecnie obywatelami USA, w tym jedno, które służy w Gwardii Narodowej Utah w Afganistanie. Hatch sam, jednak, ma tylko meksykańskie obywatelstwo.
Jego dzieci, powiedział, wolałby żyć w Meksyku, ale zostały zmuszone do życia w Stanach dla pracy. „Nikt nie chce się o nas upomnieć”, powiedział mi. „Czujemy się na tyle związani z jednym lub drugim krajem, że mamy prawo krytykować każdy z nich – i denerwować się, gdy słyszymy, że ktoś krytykuje któryś z nich.”
Ten stan poczucia bycia pomiędzy, jak się wkrótce dowiedziałem, określa prawie każdy aspekt życia mormonów w starych koloniach. Potomkowie osadników, których jest kilkuset, utrzymują przy życiu kulturę, która zawsze była pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi, pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, pomiędzy stabilnością a kryzysem.
Hatch przeszedł na emeryturę dziesięć lat temu po długiej karierze nauczyciela w Colonia Juárez w prywatnej akademii LDS, gdzie pokolenia meksykańskich mormonów w koloniach uczyły się w języku angielskim. Uczył tam między innymi historii Stanów Zjednoczonych. I kiedy zostawiliśmy Ciudad Juárez za sobą, z końcowym, kilka rozrzuconych złomowisk w naszym śladzie, zaczął mi opowiadać o całej historii osadzonej w krajobrazie wokół nas.
„Widzisz te góry w oddali?” zapytał, gdy pędziliśmy obok piaszczystej równiny wydm i krzewów mesquite. „To Sierra Madre”. Podczas Rewolucji Meksykańskiej, wojska Pancho Villi podążały tymi wzgórzami, powiedział Hatch, w drodze do najazdu na Columbus, Nowy Meksyk, w 1916.
Villa kiedyś jeździł i ukrywał się w tych samych górach jako notoryczny lokalny bandyta. Stał się jednym z najodważniejszych generałów rewolucji i zaatakował Stany Zjednoczone w akcie zemsty za poparcie Woodrowa Wilsona dla jego rywala, Venustiano Carranzy.
Rewolucja meksykańska odegrała kluczową rolę w historii kolonii mormońskich. Gdyby nie to powstanie z 1910 roku i lata wojny, które po nim nastąpiły, Mitt Romney mógłby urodzić się w Meksyku i mieszkać tam dzisiaj, hodując jabłka i brzoskwinie, tak jak wielu jego kuzynów.
Szczególnie okrutna frakcja rewolucjonistów przybyła do kolonii w 1912 roku, przywłaszczając sobie bydło osadników i plądrując ich sklepy. Rewolucjoniści zabrali jednego z przywódców społeczności do drzewa bawełnianego poza Colonia Juárez i zagrozili, że go rozstrzelają, jeśli nie dostarczy gotówki.
Wiele anglojęzycznych rodzin uciekło i nigdy nie wróciło, w tym rodzina George’a Romneya, wówczas pięcioletniego chłopca. W Stanach George dorastał głównie w rejonie Salt Lake City, uczęszczał do pobliskiego college’u, pracował dla Alcoa i został prezesem American Motors. Został wybrany na gubernatora Michigan i służył w gabinecie prezydenta Richarda Nixona. Matka Mitta Romneya, urodzona w Utah Lenore LaFount Romney, była byłą aktorką, która bez powodzenia kandydowała do Senatu USA w Michigan w 1970 roku.
Jak Hatch i ja przejeżdżaliśmy przez Ascensión, jedno z miasteczek na trasie do Colonia Juárez, opowiedział on historię właściciela hotelu, który został tam zamordowany kilka lat temu, oraz o linczu, który wytropił bandę trzech domniemanych porywaczy i zabił ich.
Przyznam się, że byłem trochę przerażony słysząc te historie: Co ja tu robię, na tym współczesnym Dzikim Zachodzie? zastanawiałem się. Ale Hatch pozbawił mnie moich obaw. Jak mi powiedział, większość najgorszych aktów przemocy w tym regionie skończyła się trzy lata temu. „Czujemy się bardzo szczęśliwi, że uniknęliśmy najgorszego.”
Hatch chciałby dotrzeć z tą informacją do swoich starych klientów z USA, którzy zostali wystraszeni. Europejczycy jednak wciąż przyjeżdżają, w tym grupa z Czech, która przyjechała zobaczyć lokalne zabytki związane z historią Geronimo, wojownika Apaczów.
Żona, matka i troje małych dzieci Geronimo zostali zabici przez wojska meksykańskie w masakrze w 1858 roku, tuż za następną wioską na naszej trasie, Janos. Rozwścieczony Geronimo rozpoczął wtedy 30-letnią kampanię partyzancką przeciwko władzom po obu stronach granicy.
W końcu dotarliśmy do jednej z kolonii mormońskich, Colonia Dublán. Zobaczyłem dom, w którym w 1907 roku urodził się George Romney. Stary, dwupiętrowy, murowany budynek w amerykańskim stylu kolonialnym został sprzedany przez członków rodziny Romney na początku lat sześćdziesiątych. Od czasu przebudowy ma teraz kamienną fasadę w meksykańskim stylu kolonialnym. Klonowe ulice otaczające dom George’a Romneya były obrazem porządku amerykańskiego małego miasteczka z około 1900 roku. Było tam wiele domów z cegły i kamienia, niektóre z okazjonalnym wiktoriańskim rozmachem.
„Ta ulica jest nazwana dla mojego pierwszego kuzyna”, powiedział mi Hatch, gdy staliśmy pod znakiem ogłaszającym „Calle Doctor Lothaire Bluth”. Oktogeniczny wujek i ciotka Hatcha, Gayle i Ora Bluth, mieszkają przy tej samej ulicy. Ora otrzymała niedawno obywatelstwo amerykańskie, ale nie Gayle, chociaż służył na okręcie podwodnym Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych (i reprezentował Meksyk w koszykówce na Olimpiadzie w Rzymie w 1960 r.).
Była to krótka przejażdżka do Colonia Juárez, gdzie założono kolonie mormońskie i która pozostaje centrum życia kościelnego tutaj. Po raz pierwszy zobaczyłem miasto, gdy zjechaliśmy z krętej wiejskiej drogi i wjechaliśmy do doliny pełnej sadów i kołyszących się traw. Nawet z daleka Colonia Juárez przedstawiała obraz pasterskiej błogości i pobożności, jej lśniąca biała świątynia wznosiła się na małym wzgórzu górującym nad miastem.
Gdy pierwsi osadnicy przybyli tu w latach 70-tych i 80-tych XIX wieku, niektórzy z nich uciekali przed amerykańskim rozprawieniem się z poligamią. (Praktyka ta zakończyła się po edykcie LDS z 1904 r., że poligamiści zostaną ekskomunikowani). Wykopali kanały, aby skierować przepływ rzeki Piedras Verdes do swoich upraw, chociaż wody rzeki spadły gwałtownie nisko po tym wydarzeniu. Ale jak głosi legenda, Pan szybko zapewnił zaopatrzenie: Trzęsienie ziemi spowodowało powrót obfitego strumienia.
Nie było muzeum, do którego Hatch mógłby mnie skierować, abym poznał tę historię, której większość zaczerpnąłem z książek napisanych przez potomków kolonistów. Colonia Juárez nie jest przystosowana do turystyki na dużą skalę (zgodnie z zakazem spożywania alkoholu przez mormonów, pozostaje suchym miastem). Mimo to, spacer po mieście jest przyjemnym doświadczeniem.
Poszedłem do Academia Juárez, dostojnego ceglanego budynku, który nie wyglądałby nie na miejscu na kampusie Ivy League. W przepiękny dzień wczesnej wiosny, cisza wypełniła dzielnice, i mogłem usłyszeć wodę płynącą wzdłuż większości ulic, wewnątrz szerokich na trzy stopy kanałów, które nawadniają sady brzoskwiniowe i jabłoniowe oraz ogrody warzywne wśród małych, zadbanych domów z cegły.
W centrum miasta znajduje się „wahadłowy most”, linowo- deskowe przęsło nadal używane przez pieszych do przekraczania płytkiego Piedras Verdes. Hatch pamiętał, jak odbijał się na nim jako chłopiec.
„Starzy wyjadacze mówili, że jeśli nie zostałeś pocałowany na moście wahadłowym, nigdy tak naprawdę nie zostałeś pocałowany”, powiedział.
To musi być wspaniałe miejsce do wychowywania dzieci, pomyślałem, uczucie, które potwierdziło się później tego wieczoru, kiedy lokalna rodzina zaprosiła mnie na wspólnotowy potluck w domu Lestera Johnsona. Był to poniedziałkowy wieczór, czas przeznaczony, zgodnie z mormońską tradycją, na spotkania rodzinne.
Przed zanurzeniem się w różnorodnych zapiekankach i daniach enchilada, wszyscy pochyliliśmy głowy w modlitwie. „Jesteśmy wdzięczni za błogosławieństwa, które mamy,” powiedział Johnson do grupy, „i za bezpieczeństwo, którym się cieszymy.”
Był tam maluch, kobieta w wieku 90 lat i wielu nastolatków, z których wszyscy zebrali się później w salonie na rodzaj zrelaksowanego, wielopokoleniowego spotkania sąsiedzkiego, które jest zbyt rzadkie po drugiej stronie granicy. Rozmawiali o rodzinie, szkole i innych przyziemnych lub przerażających aspektach życia w tej części Meksyku, takich jak lokalna restauracja, do której jedna z mam przestała chodzić, kiedy zobaczyła ludzi z bronią przy innym stoliku.
Ale większym problemem, z którym borykają się anglojęzyczni mieszkańcy mormońskich kolonii, jest jeden wspólny dla życia na wsi: zatrzymanie synów i córek w domu, kiedy nie ma wystarczająco dużo pracy na miejscu. Johnson, lat 57, ma pięcioro dzieci, wszystkie adoptowane, wszystkie meksykańskie. I wszystkie mieszkają teraz w Stanach Zjednoczonych.
„Musimy sprowadzić tutaj część naszych młodych ludzi”, powiedział Johnson. Podobnie jak inni członkowie społeczności, powiedział, że ma za złe mediom, że w ironiczny sposób porównują twarde stanowisko Partii Republikańskiej w sprawie imigracji i ambiwalentne uczucia dwukulturowych meksykańskich kuzynów Mitta. „Nie sądzę, aby ktokolwiek tutaj znał go osobiście,” powiedział Johnson. Mitt Romney podobno nie odwiedził tego obszaru.
W Colonia Juárez, mogą nie znać Mitta, ale znają Romneyów. Niektórzy widzą podobieństwa między Mittem Romneyem, osobą publiczną, a jego meksykańskimi krewnymi, z których około trzy tuziny podobno mieszkają w mieście.
Biografowie rodziny Romney wskazali na „nieposkromioną wolę” przodków. Wydaje mi się jednak, że ta cecha jest wspólna dla wielu mormonów z kolonii. Ich wspólna determinacja jest jedną z rzeczy, która pozwoliła stosunkowo niewielkiej liczbie anglojęzycznych ludzi zachować swój język i sposób życia w zasadzie bez zmian przez ponad sto lat, mimo że otaczała ich często wroga hiszpańskojęzyczna kultura.
Leighton Romney, drugi kuzyn Mitta Romneya, powiedział mi, że nie poznał byłego gubernatora Massachusetts. (Mają tego samego pradziadka, Milesa P. Romneya, jednego z pionierów z 1885 roku). Spotkałem Leightona następnego dnia, podczas wizyty w spółdzielni owocowej, pakowalni i firmie eksportowej, którą prowadzi.
53-letni podwójny obywatel, Leighton mieszkał w Meksyku przez całe swoje życie. Czterech z jego wujków i jedna ciotka służyli w wojsku amerykańskim podczas II wojny światowej. Zna słowa hymnów narodowych obu krajów. Podobnie jak ludzie pochodzenia latynoamerykańskiego mieszkający w Stanach Zjednoczonych, nie stracił poczucia „pokrewieństwa” z krajem swoich korzeni. „Mamy wiele podobieństw do Meksykanów-Amerykanów” – powiedział. „Jesteśmy Amerykanami-Meksykanami.”
Leighton jest głęboko zaangażowany w kampanię prezydencką 2012 – tę, która odbędzie się w Meksyku w lipcu, aby zastąpić odchodzącego prezydenta Felipe Calderona. Leighton popiera Enrique Peña Nieto, kandydata centrystycznej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej i zbiera dla niego fundusze.
„Chcemy mieć trochę do powiedzenia na temat tego, co robi tutejszy rząd”, powiedział Leighton.
Więc kolonie mormońskie przetrwają, pomyślałem potem, dzięki pracowitości i zdolnościom adaptacyjnym ich mieszkańców. Podobnie jak ich przodkowie, pionierzy nadal wykorzystują wody rzeki do swoich upraw, nadal mają duże rodziny i nadal uczą się języka i zwyczajów miejscowych.
Spędziłem moje ostatnie godziny w mormońskim sercu Meksyku, bawiąc się w turystę. Odwiedziłem starą hacjendę, opuszczoną przez właściciela w czasie rewolucji, oraz ruiny prekolumbijskiego miasta błota Paquimé. Miałem stare mury i korytarze tego starożytnego miejsca tylko dla siebie i wkrótce ogarnęła mnie kojąca, naturalna cisza. W oddali, stada ptaków poruszały się w płynących chmurach nad pasmem drzew bawełnianych.
W mieście Mata Ortiz, znanym z garncarstwa, byłem jedynym klientem dla miejskiego żebraka, który zawracał mi głowę. Tutaj również były rozległe, otwarte widoki ceruleańskiego nieba i gór w kolorze błota. Stojąc pośród zniszczonych przez pogodę domów adobe i nieutwardzonych ulic miasta, czułem się jakbym cofnął się w czasie, do straconej epoki północnoamerykańskiej granicy: To, pomyślałem, jest to, jak Santa Fe mogło wyglądać sto lat temu.
W końcu John i Sandra Hatch podwieźli mnie z powrotem na lotnisko w El Paso. Po przekroczeniu granicy zatrzymaliśmy się w Columbus, w Nowym Meksyku, gdzie otrzymałem ostatnie przypomnienie o przemocy, która naznacza historię tej części globu. W sklepie i nieformalnym muzeum w starej zajezdni kolejowej w mieście, zobaczyłem listę osób zabitych podczas najazdu Pancho Villi w 1916 roku. Oddziały Villi, w sumie kilkaset osób, to była banda szmaciarzy w sandałach z bydlęcej skóry i pasach z liny. Zabili ośmiu żołnierzy i dziesięciu cywilów, co kilka dni później doprowadziło do bezowocnej „Wyprawy karnej” gen. Johna Pershinga do Meksyku.
Widziałem również artefakt z niedawnej przeszłości: wycinek z gazety opisujący aresztowanie, zaledwie w zeszłym roku, burmistrza miasta, szefa policji i innych osób pod zarzutem spiskowania w celu przemycenia broni do meksykańskich karteli narkotykowych.
Wyjechaliśmy z Columbus samotną autostradą, gdzie zauważyliśmy więcej niż tuzin pojazdów U.S. Border Patrol i żadnego innego ruchu. „Czasami jeżdżą za nami przez wiele mil” – powiedział Hatch o Patrolu Granicznym. Prowadzenie dużego vana z tablicami rejestracyjnymi Chihuahua wydaje się przyciągać ich uwagę.
W końcu dotarliśmy do El Paso i pożegnałem się z Hatchami, którzy dali mi prezent na pożegnanie – egzemplarz Księgi Mormona.
Fotograf Eros Hoagland mieszka w Tijuanie.