John McCain, Prisoner of War: A First-Person Account

John McCain spędził 5½ roku w niewoli jako jeniec wojenny w Wietnamie Północnym. Jego pierwszoosobowa relacja z tej wstrząsającej męki została opublikowana w U.S. News & World Report na w maju 14, 1973. Zestrzelony w jego bombowca nurkującego Skyhawk na Oct. 26, 1967, Navy flier McCain został wzięty do niewoli ze złamaniami w prawej nodze i obu ramionach. Otrzymał minimalną opiekę i był trzymany w nędznych warunkach, które żywo opisuje w tym raporcie specjalnym U.S. News.

Wśród wielu osobistych relacji, które wychodzą na światło dzienne na temat niewiarygodnie okrutnego traktowania amerykańskich jeńców wojennych w Wietnamie, żadna nie jest bardziej dramatyczna niż ta komandora porucznika Johna S. McCaina III – lotnika marynarki wojennej, syna admirała, który dowodził wojną na Pacyfiku, i jeńca, który znalazł się „pod szczególną opieką” podczas 5½ lat niewoli w Wietnamie Północnym.

Teraz, gdy wszyscy uznani więźniowie wrócili i samozwańcza pieczęć milczenia została zdjęta, komandor McCain jest wolny, aby odpowiedzieć na pytania, które wielu Amerykanów zadawało:

Jak to naprawdę było? Jak długotrwałe były tortury i brutalność? Jak schwytani amerykańscy lotnicy znosili maltretowanie i lata spędzone w izolatce? Jak udało im się zachować zdrowy rozsądek? Czy odwiedziny „grup pokojowych” naprawdę przysparzały im kłopotów? Jak można przygotować wojskowych tego kraju do stawienia czoła takiemu traktowaniu w przyszłości bez załamywania się?

Tutaj, własnymi słowami, w oparciu o prawie całkowitą pamięć, jest narracja komandora McCaina o 5 i pół roku w rękach Północnego Wietnamu.

Część tej strony jest niedostępna w tym doświadczeniu. Aby uzyskać bogatsze doświadczenie, kliknij tutaj.

Data była 26 października 1967 roku. Byłem na mojej 23 misji, lecąc nad sercem Hanoi w nurkowaniu na wysokości około 4,500 stóp, kiedy rosyjski pocisk wielkości słupa telefonicznego pojawił się – niebo było ich pełne – i zdmuchnął prawe skrzydło z mojego bombowca nurkującego Skyhawk. Wpadł w odwrócony, prawie prostoliniowy wir.

Pociągnąłem za uchwyt wyrzutowy i zostałem powalony na ziemię przez siłę wyrzutu – prędkość powietrza wynosiła około 500 węzłów. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale miałem złamaną prawą nogę w okolicy kolana, prawą rękę w trzech miejscach i lewą rękę. Odzyskałem przytomność tuż przed tym, jak wylądowałem na spadochronie w jeziorze na rogu Hanoi, które nazywano Jeziorem Zachodnim. Mój hełm i maska tlenowa zostały zdmuchnięte.

Uderzyłem w wodę i opadłem na dno. Myślę, że jezioro ma około 15 stóp głębokości, może 20. Odkopałem się z dna. Nie czułem wtedy żadnego bólu i byłem w stanie wynurzyć się na powierzchnię. Zaczerpnąłem powietrza i znów zacząłem tonąć. Oczywiście miałem na sobie co najmniej 50 kg sprzętu i ekwipunku. Zszedłem w dół i udało mi się ponownie wynurzyć na powierzchnię. Nie mogłem zrozumieć dlaczego nie mogę używać prawej nogi ani ręki. Byłem w stanie oszołomienia. Znów wszedłem na szczyt i znów zapadłem się pod ziemię. Tym razem nie mogłem wydostać się z powrotem na powierzchnię. Miałem na sobie nadmuchiwany ratownik, który wyglądał jak skrzydła wodne. Sięgnąłem ustami w dół, złapałem przełącznik między zębami, nadmuchałem kamizelkę ratunkową i w końcu wypłynąłem na powierzchnię.

Niektórzy Północni Wietnamczycy wypłynęli, ściągnęli mnie na brzeg jeziora i natychmiast zaczęli mnie rozbierać, co jest ich standardową procedurą. Oczywiście w centrum miasta zebrał się ogromny tłum ludzi, którzy krzyczeli, przeklinali, pluli i kopali na mnie.

Kiedy zdjęli ze mnie większość ubrań, poczułem ból w prawym kolanie. Usiadłam i spojrzałam na nie, a moja prawa stopa spoczywała obok lewego kolana, tylko w pozycji 90 stopni. Powiedziałam: „Mój Boże – moja noga!”. To zdawało się ich rozwścieczyć – nie wiem dlaczego. Jeden z nich uderzył mnie kolbą karabinu w ramię i mocno je roztrzaskał. Inny wbił mi bagnet w nogę. Tłum naprawdę się napinał.

Mniej więcej w tym czasie podszedł jakiś facet i zaczął krzyczeć na tłum, żeby zostawili mnie w spokoju. Jakaś kobieta podeszła, podparła mnie i przyłożyła mi do ust kubek z herbatą, a niektórzy fotografowie zrobili mi kilka zdjęć. To trochę uciszyło tłum. Wkrótce położono mnie na noszach, wciągnięto na ciężarówkę i przewieziono do głównego więzienia w Hanoi. Zaprowadzono mnie do celi i położono na podłodze. Byłem wciąż na noszach, ubrany tylko w moje slipki, z kocem na mnie.

Część tej strony jest niedostępna w tym doświadczeniu. Dla bogatszego doświadczenia, kliknij tutaj.

Przez następne trzy lub cztery dni, przechodziłem od świadomości do nieświadomości. W tym czasie kilkakrotnie wyprowadzano mnie na przesłuchania – które nazywaliśmy „quizem”. Wtedy to postawiono mi różnego rodzaju zarzuty wojenno-kryminalne. Zaczęło się to już pierwszego dnia. Odmówiłem podania im czegokolwiek poza moim nazwiskiem, stopniem, numerem seryjnym i datą urodzenia. Trochę mnie pobili. Byłem w tak złym stanie, że jak mnie uderzyli, to straciłem przytomność. Wciąż powtarzali: „Nie otrzymasz żadnej pomocy medycznej dopóki nie zaczniesz mówić.”

Nie wierzyłem w to. Myślałem, że jak wytrzymam, to zabiorą mnie do szpitala. Strażnicy podawali mi niewielkie ilości jedzenia, pozwolili też napić się wody. Byłem w stanie utrzymać wodę, ale ciągle wymiotowałem jedzeniem.

Chcieli raczej informacji wojskowych niż politycznych w tym czasie. Za każdym razem, gdy mnie o coś pytali, podawałem tylko moje nazwisko, stopień i numer seryjny oraz datę urodzenia.

Chyba czwartego dnia weszło dwóch strażników, zamiast jednego. Jeden z nich odciągnął koc, aby pokazać drugiemu strażnikowi moją ranę. Spojrzałem na moje kolano. Było mniej więcej wielkości, kształtu i koloru piłki nożnej. Przypomniałem sobie, że kiedy byłem instruktorem latania, pewien kolega wyrzucił się z samolotu i złamał sobie udo. Wpadł we wstrząs, krew zalała mu nogę i zmarł, co było dla nas sporym zaskoczeniem – człowiek umierający z powodu złamania nogi. Wtedy zdałem sobie sprawę, że bardzo podobna rzecz dzieje się ze mną.

Kiedy to zobaczyłem, powiedziałem do strażnika: „O.K., zawołaj oficera”. Po kilku minutach przyszedł oficer. Był to człowiek, którego dobrze poznaliśmy jako „The Bug”. Był to psychotyczny oprawca, jeden z najgorszych opętańców, z jakimi mieliśmy do czynienia. Powiedziałem: „W porządku, dam ci informacje wojskowe, jeśli zabierzesz mnie do szpitala”. Wyszedł i wrócił z lekarzem, facetem, którego nazywaliśmy „Zorba”, który był kompletnie niekompetentny. Przykucnął, zmierzył mi puls. Nie mówił po angielsku, ale kręcił głową i bełkotał do „The Bug”. Zapytałem: „Czy zabierzecie mnie do szpitala?”. „The Bug” odpowiedział: „Jest już za późno”. Powiedziałem: „Jeśli zabierzecie mnie do szpitala, wyzdrowieję.”

„Zorba” ponownie zmierzył mi puls i powtórzył: „Jest już za późno.” Wstali i wyszli, a ja zapadłem w nieprzytomność.

Kilka chwil później do pokoju wpadł „Błąd”, krzycząc: „Twój ojciec jest wielkim admirałem; teraz zabieramy cię do szpitala.”

Opowiadam tę historię, aby to podkreślić: Wśród więźniów, którzy wrócili, prawie nie było amputowanych, ponieważ Północni Wietnamczycy po prostu nie udzielali pomocy medycznej komuś, kto był ciężko ranny – nie zamierzali tracić czasu. Z jednej strony, po przejściu z takiego życia, jakie prowadzimy w Ameryce, do brudu i infekcji, facetowi byłoby bardzo trudno żyć. W rzeczywistości moje leczenie w szpitalu prawie mnie zabiło.

W ciągu następnych trzech lub czterech dni budziłem się kilka razy. Wpuszczano we mnie osocze i krew. Stałem się całkiem przytomny. Znajdowałem się w pokoju, który nie był szczególnie mały – około 15 na 15 stóp – ale był brudny i na niższym poziomie, tak że za każdym razem, gdy padało, na podłodze było około pół cala do cala wody. Podczas mojego pobytu w szpitalu ani razu mnie nie umyto. Prawie nigdy nie widziałem lekarza ani pielęgniarki. Lekarze przychodzili kilka razy, żeby mnie obejrzeć. Mówili po francusku, nie po angielsku.

Jako strażnika przydzielono mi 16-letniego dzieciaka prosto z pól ryżowych. Jego ulubionym zajęciem było siedzenie przy moim łóżku i czytanie książki, w której było zdjęcie starego człowieka z karabinem w ręku, siedzącego na kadłubie zestrzelonego F-105. Wskazywał na siebie, klepał mnie i bił. Miał przy tym dużo zabawy. Karmił mnie, bo miałem połamane obie ręce. Przychodził z kubkiem, w którym był makaron i trochę chrząstek, napełniał łyżkę i wkładał mi to do ust. Te chrząstki były bardzo trudne do przeżucia. Po trzech czy czterech łyżkach miałem pełne usta i żułem to. Nie mogłem wziąć więcej do ust, więc on sam zjadał resztę. Dostawałem około trzech lub czterech łyżek jedzenia dwa razy dziennie. Doszło do tego, że miałem to gdzieś – mimo że starałem się jak mogłem, żeby mieć wystarczająco dużo do jedzenia.

Po tym, jak byłem tam około 10 dni, pewnego ranka przyszedł „gook” – tak nazywaliśmy Północnych Wietnamczyków. Ten człowiek bardzo dobrze mówił po angielsku. Zapytał mnie, jak się czuję, i powiedział: „Mamy Francuza, który jest tutaj w Hanoi z wizytą i chciałby przekazać wiadomość twojej rodzinie”. Będąc wtedy trochę naiwnym – stajesz się mądrzejszy, gdy idziesz z tymi ludźmi – pomyślałem, że to wcale nie jest zły interes, jeśli ten facet przyjdzie mnie zobaczyć i wróci i powie mojej rodzinie, że żyję.

Nie wiedziałem wtedy, że moje nazwisko zostało ujawnione w dość dużym propagandowym splashu przez Północnych Wietnamczyków, i że byli bardzo szczęśliwi, że mnie złapali. Kiedy mnie schwytano, powiedzieli kilku moim przyjaciołom: „Mamy księcia koronnego”, co mnie nieco rozbawiło.

„It Looked to Many as if I Had Haden Drugged”

Powiedzieli mi, że Francuz odwiedzi mnie wieczorem. Około południa wsadzono mnie na nosze i zabrano do sali zabiegowej, gdzie próbowano założyć mi gips na prawą rękę. Mieli duże trudności z połączeniem kości, ponieważ moja ręka była złamana w trzech miejscach i były dwie pływające kości. Patrzyłem, jak facet próbuje manipulować nim przez około półtorej godziny, starając się, by wszystkie kości się ułożyły. To było bez korzyści z Novocain. Było to niezwykle bolesne doświadczenie, a ja kilka razy zemdlałem. W końcu po prostu się poddał i założył mi gips na klatkę piersiową. To doświadczenie było bardzo męczące i było powodem, dla którego później, kiedy nakręcono jakiś film telewizyjny, dla wielu ludzi wyglądało to tak, jakbym był pod wpływem narkotyków.

Kiedy to się skończyło, zabrali mnie do dużego pokoju z ładnym białym łóżkiem. Pomyślałem, „Chłopcze, sprawy naprawdę wyglądają lepiej”. Mój strażnik powiedział, „Teraz będziesz w swoim nowym pokoju.”

Około godziny później wszedł facet zwany „Kotem”. Dowiedziałem się później, że był to człowiek, który do końca 1969 roku był odpowiedzialny za wszystkie obozy jenieckie w Hanoi. Był to raczej elegancki typ, jeden z drobnych inteligentów, którzy rządzili Wietnamem Północnym. Pochodził z biura politycznego Wietnamskiej Partii Robotniczej.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było pokazanie mi karty identyfikacyjnej płk. Johna Flynna – obecnie gen. Johna Flynna – który był naszym starszym oficerem. Został zestrzelony tego samego dnia, co ja. „Kot” powiedział – przez tłumacza, bo nie mówił wtedy po angielsku – „Nadchodzi francuski człowiek z telewizji”. Powiedziałem: „Cóż, chyba nie chcę być filmowany”, na co on oznajmił: „Potrzebujesz dwóch operacji, a jeśli z nim nie porozmawiasz, to zdejmiemy ci gips z klatki piersiowej i nie będziesz miał żadnych operacji”. Powiedział: „Powiesz, że jesteś wdzięczny narodowi wietnamskiemu i że przepraszasz za swoje zbrodnie”. Powiedziałem mu, że tego nie zrobię.

W końcu wszedł Francuz, niejaki Chalais – komunista, jak się później dowiedziałem – z dwoma fotografami. Zapytał mnie o moje traktowanie, a ja mu odpowiedziałem, że jest zadowalające. „Kot” i „Chihuahua”, inny przesłuchujący, byli w tle, mówiąc mi, żebym powiedział, że jestem wdzięczny za łagodne i humanitarne traktowanie. Odmówiłem, a kiedy mnie naciskali, Chalais powiedział: „Myślę, że to, co mi powiedział, jest wystarczające.”

Następnie zapytał, czy mam wiadomość dla mojej rodziny. Powiedziałem mu, żeby zapewnił moją żonę i innych członków mojej rodziny, że czuję się dobrze i że ich kocham. Znowu w tle „Kot” nalegał, abym dodał coś o nadziei, że wojna wkrótce się skończy i będę mógł wrócić do domu. Chalais uciszył go bardzo stanowczo, mówiąc, że jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Pomógł mi wyjść z trudnej sytuacji.

Chalais pochodził z Paryża. Moja żona poszła później do niego, a on dał jej kopię filmu, który był pokazywany w telewizji CBS w Stanach Zjednoczonych.

Jak tylko wyszedł, wsadzili mnie na wózek i zabrali z powrotem do mojego starego, brudnego pokoju.

Potem przyszło wielu gości, aby ze mną porozmawiać. Nie wszystko to było w celu przesłuchania. Raz znany północnowietnamski pisarz – stary człowiek z brodą Ho Chi Minha – przyszedł do mojego pokoju, chcąc dowiedzieć się wszystkiego o Erneście Hemingwayu. Powiedziałem mu, że Ernest Hemingway był gwałtownie antykomunistyczny. To dało mu coś do myślenia.

Inni przychodzili, aby dowiedzieć się o życiu w Stanach Zjednoczonych. Wyobrażali sobie, że ponieważ mój ojciec miał tak wysoki stopień wojskowy, należałem do rodziny królewskiej lub kręgu rządzącego. Nie mieli pojęcia o sposobie funkcjonowania naszej demokracji.

Jednym z mężczyzn, którzy przyszli mnie zobaczyć, którego zdjęcie rozpoznałem później, był gen. Vo Nguyen Giap, bohater Dienbienphu. Przyszedł zobaczyć, jak wyglądam, nic nie mówiąc. Jest on ministrem obrony, a także w rządzącym Wietnamem Północnym Komitecie Centralnym.

Po około dwóch tygodniach przeprowadzono mi operację na nodze, która została sfilmowana. Nigdy nie zrobiono nic z moją złamaną lewą ręką. Sama się zagoiła. Powiedzieli, że potrzebuję dwóch operacji na nogę, ale ponieważ byłem „źle nastawiony”, nie chcieli mi zrobić kolejnej. Jaką pracę wykonali na mojej nodze, nie wiem. Teraz, kiedy wróciłem, chirurg ortopeda chce mnie zbadać i zobaczyć. Już mi powiedział, że źle wykonali nacięcie i przecięli wszystkie więzadła po jednej stronie.

Byłem w szpitalu około sześciu tygodni, potem zabrano mnie do obozu w Hanoi, który nazywaliśmy „Plantacją”. Było to pod koniec grudnia 1967 roku. Umieszczono mnie w celi z dwoma innymi mężczyznami, George’em Dayem i Norrisem Overly, obaj majorzy Sił Powietrznych. Leżałem na noszach, moja noga była sztywna i wciąż byłem w gipsie na klatce piersiowej, który trzymałem przez około dwa miesiące. Spadłem do około 100 funtów z mojej normalnej wagi 155.

Później major Day powiedział mi, że nie spodziewali się, że przeżyję tydzień. Nie byłem w stanie usiąść. Spałem około 18, 20 godzin na dobę. Musieli robić dla mnie wszystko. Od czasu do czasu pozwalano im wziąć wiadro z wodą i obmyć mnie. Karmili mnie i dobrze się mną opiekowali, a ja bardzo szybko wyzdrowiałem.

Zaraz po Bożym Narodzeniu przenieśliśmy się do innego pokoju. Na początku lutego 1968 r. Overly został wyniesiony z naszego pokoju i uwolniony wraz z Davidem Matheny i Johnem Blackiem. Byli oni pierwszymi trzema jeńcami wojennymi uwolnionymi przez Północny Wietnam. Rozumiem, że mieli instrukcje, raz do domu, aby nic nie mówić o leczeniu, tak aby nie narażać tych z nas jeszcze w niewoli.

To zostawił Day i ja sam razem. On sam był raczej poobijany – miał uszkodzoną prawą rękę, którą nadal ma. Uciekł po tym, jak został schwytany na południu i został zastrzelony, kiedy go złapali. Jak tylko byłem w stanie chodzić, a było to w marcu 1968 roku, Day został wyprowadzony.

Od tego czasu przez ponad dwa lata przebywałem w izolatce. Nie wolno mi było widzieć, rozmawiać ani porozumiewać się z żadnymi współwięźniami. Mój pokój był dość przyzwoitych rozmiarów – powiedziałbym, że miał wymiary około 10 na 10. Drzwi były solidne. Nie było okien. Jedyna wentylacja pochodziła z dwóch małych otworów na górze w suficie, około 6 cali na 4 cale. Dach był blaszany i robiło się tam gorąco jak w piekle. W pomieszczeniu było trochę ciemno – w dzień i w nocy – ale zawsze mieli włączoną małą żarówkę, żeby mogli mnie obserwować. Byłem tam przez dwa lata.

Communication Was Vital „for Survival”

As far as this business of solitary confinement goes-the most important thing for survival is communication with someone, even if it’s only a wave or a wink, a tap on the wall, or to have a guy put his thumb up. To robi całą różnicę.

Istotne jest, aby utrzymać swój umysł zajęty, i wszyscy nad tym pracowaliśmy. Niektórzy chłopcy interesowali się matematyką, więc opracowywali skomplikowane wzory w swoich głowach – nigdy nie wolno nam było mieć przyborów do pisania. Inni budowali cały dom, od piwnicy w górę. Ja miałem raczej skłonności filozoficzne. Dużo czytałem o historii. Całe dnie spędzałem nad tymi książkami historycznymi w myślach, zastanawiając się, gdzie ten czy inny kraj popełnił błąd, co Stany Zjednoczone powinny zrobić w dziedzinie spraw zagranicznych. Dużo myślałem o sensie życia.

Łatwo było popaść w fantazje. Pisałem w myślach książki i sztuki teatralne, ale wątpię, by którakolwiek z nich przewyższała poziomem najtańszą powieść za grosze.

Ludzie pytali mnie, jak mogliśmy zapamiętać tak szczegółowe rzeczy, jak kod do kranu, numery, nazwiska, wszelkiego rodzaju rzeczy. Faktem jest, że kiedy nie ma się nic innego do myślenia, żadnych zewnętrznych rozpraszaczy, jest to łatwe. Odkąd wróciłem, bardzo trudno jest mi zapamiętać proste rzeczy, takie jak imię kogoś, kogo właśnie spotkałem.

Podczas jednego okresu, kiedy byłem w izolatce, zapamiętałem nazwiska wszystkich 335 mężczyzn, którzy byli wtedy jeńcami wojennymi w Wietnamie Północnym. Wciąż je pamiętam.

Jedną rzeczą, z którą musisz walczyć, jest zamartwianie się. Łatwo jest się spiąć o swój stan fizyczny. Pewnego razu miałem piekielnego hemoroida i męczyłem się z nim przez trzy dni. W końcu powiedziałem: „Słuchaj, McCain, nigdy nie wiedziałeś o jednym facecie, który umarł z powodu hemoroidów”. Więc po prostu zignorowałem to najlepiej jak potrafiłem, a po kilku miesiącach odeszło.

Historia Erniego Brace’a ilustruje, jak istotna była dla nas komunikacja. Kiedy byłem w więzieniu, które nazywaliśmy „Plantacją” w październiku 1968 roku, za mną znajdował się pokój. Usłyszałem tam jakiś hałas, więc zacząłem stukać w ścianę. Naszym znakiem wywoławczym było stare „golenie i strzyżenie”, a potem drugi facet wracał z dwoma stuknięciami, „sześć bitów”

Przez dwa tygodnie nie dostałem żadnej odpowiedzi, ale w końcu wróciły dwa stuknięcia. Zacząłem wystukiwać alfabet – jedno stuknięcie dla „a”, dwa dla „b”, i tak dalej. Potem powiedziałem: „Przyłóż ucho do ściany”. W końcu przyłożyłem go do ściany i przykładając do niej mój kubek, mogłem przez niego mówić i sprawić, że mnie słyszał. Podałem mu kod do podsłuchu i inne informacje. Podał mi swoje nazwisko – Ernie Brace. Mniej więcej w tym czasie przyszedł strażnik, a ja powiedziałem Erniemu: „W porządku, zadzwonię do ciebie jutro.”

Zajęło mi kilka dni, aby ponownie umieścić go na ścianie. Kiedy w końcu mi się to udało, mógł powiedzieć tylko: „Jestem Ernie Brace”, a potem zaczął szlochać. Po około dwóch dniach był w stanie opanować swoje emocje, a w ciągu tygodnia ten facet stukał, komunikował się i rzucał notatki, i od tego momentu wykonywał naprawdę znakomitą pracę.

Ernie był cywilnym pilotem, który został zestrzelony nad Laosem. Właśnie wrócił z 3,12-letniego życia w bambusowej klatce w dżungli, z nogami w kajdanach i żelazną obrożą na szyi, do której przywiązana była lina. Prawie stracił władzę w nogach. Uciekł trzy razy, a za trzecim razem został zakopany w ziemi po szyję.

W tamtych czasach – jeszcze w 1968 roku – wolno nam było się kąpać co drugi dzień, podobno. Ale w tym obozie mieli problem z wodą i czasami zdarzało się, że dwa, trzy tygodnie, miesiąc chodziliśmy bez kąpieli. Miałam prawdziwego szczura za turnusowego, który zazwyczaj wyprowadzał mnie ostatnią. Łaźnia była czymś w rodzaju budki, w której była betonowa wanna. Kiedy wszyscy się wykąpali, zwykle nie było już wody. Więc stałem tam przez przydzielone mi pięć minut, a potem on zabierał mnie z powrotem do mojego pokoju.

Jeśli chodzi o toalety, miałem wiadro z pokrywą, która nie pasowała. Opróżniano je codziennie; kazali komuś innemu je nosić, bo tak źle chodziłem.

Od czasu, kiedy Overly i Day mnie opuścili – Overly odszedł w lutym 1968 roku, Day w marcu – moje traktowanie było w zasadzie dobre. Przyłapywano mnie na komunikowaniu się, rozmawianiu z chłopakami przez ścianę, stukaniu się z nimi i tego typu rzeczach, a oni mówili tylko: „Tsk, tsk; nie, nie”. Naprawdę, myślałem, że nie jest źle.

Wtedy, około 15 czerwca 1968 roku, zostałem zabrany pewnej nocy do pokoju przesłuchań. Był tam „Kot” i jeszcze jeden człowiek, którego nazywaliśmy „Królik”. „Królik” mówił bardzo dobrze po angielsku.

„Kot” był w tym czasie komendantem wszystkich obozów. Udawał, że nie mówi po angielsku, chociaż dla mnie było oczywiste, po kilku rozmowach, że mówi, ponieważ zadawał pytania lub mówił, zanim „Królik” przetłumaczył, co powiedziałem.

Orientalista, jak być może wiesz, lubi dość mocno owijać w bawełnę. Pierwszej nocy siedzieliśmy tam i „Kot” rozmawiał ze mną przez około dwie godziny. Nie wiedziałem, do czego zmierza. Powiedział mi, że prowadził francuskie obozy jenieckie na początku lat 50-tych i że uwolnił kilku chłopaków, i że widział ich niedawno, a oni dziękowali mu za jego dobroć. Powiedział, że Overly odszedł do domu „z honorem.”

„They Told Me I’d Never Go Home”

Naprawdę nie wiedziałem co myśleć, ponieważ miałem te inne przesłuchania, w których odmawiałem współpracy. Nie było to trudne, ponieważ w tym czasie nie torturowali mnie. Po prostu powiedzieli mi, że nigdy nie wrócę do domu i że będę sądzony jako zbrodniarz wojenny. To był ich stały temat przez wiele miesięcy.

Nagle „Kot” powiedział do mnie: „Czy chcesz iść do domu?”

Zdziwiłem się i powiem szczerze, że powiedziałem, że muszę się nad tym zastanowić. Wróciłem do swojego pokoju i długo o tym myślałem. W tym czasie nie miałam łączności z wyższym oficerem obozu, więc nie mogłam uzyskać żadnej rady. Martwiłem się czy uda mi się przeżyć czy nie, bo byłem w dość złym stanie. Dotknęła mnie ciężka dyzenteria, która utrzymywała się przez około półtora roku. Znowu traciłem na wadze.

Ale wiedziałem, że Kodeks Postępowania mówi: „Nie przyjmiesz zwolnienia warunkowego ani amnestii” i że „nie przyjmiesz specjalnych względów”. Dla kogoś wcześniejszy powrót do domu to specjalna przysługa. Nie ma innego sposobu, w jaki można to uciąć.

Wróciłem do niego trzy noce później. Zapytał ponownie: „Czy chcesz iść do domu?”. Powiedziałam mu „Nie.” Chciał wiedzieć dlaczego, a ja powiedziałem mu powód. Powiedziałem, że najpierw powinien pójść Alvarez, potem poborowi i tego typu rzeczy.

„Kot” powiedział mi, że prezydent Lyndon Johnson kazał mi wrócić do domu. Wręczył mi list od mojej żony, w którym napisała: „Chciałabym, żebyś był jednym z tych trzech, którzy wrócili do domu”. Oczywiście, nie miała możliwości zrozumienia konsekwencji tego faktu. „Kot” powiedział, że lekarze powiedzieli mu, że nie będę mógł żyć, jeśli nie otrzymam leczenia w Stanach Zjednoczonych.

Przeszliśmy przez tę rutynę i wciąż mówiłem mu „Nie”. Trzy noce później powtórzyliśmy to wszystko jeszcze raz. Rankiem czwartego lipca 1968 roku, tego samego dnia, w którym mój ojciec objął stanowisko głównodowodzącego siłami zbrojnymi USA na Pacyfiku, zaprowadzono mnie do innego pokoju quizowego.

Siedzieli tam „Królik” i „Kot”. Wszedłem i usiadłem, a „Królik” powiedział: „Nasz senior chce znać twoją ostateczną odpowiedź.”

„Moja ostateczna odpowiedź jest taka sama. To jest 'Nie’. „

„To jest twoja ostateczna odpowiedź?”

„To jest moja ostateczna odpowiedź.”

W tym momencie „Kot”, który siedział tam ze stosem papierów przed sobą i piórem w ręku, złamał pióro na pół. Atrament trysnął na wszystkie strony. Wstał, kopnął stojące za nim krzesło i powiedział: „Za dobrze cię nauczyli. Zbyt dobrze cię uczyli” – dodam, że perfekcyjnie po angielsku. Odwrócił się, wyszedł i zatrzasnął drzwi, zostawiając „Królika” i mnie siedzących tam. „Królik” powiedział: „Teraz, McCain, to będzie bardzo źle dla ciebie. Wracaj do swojego pokoju.

To, czego chcieli, oczywiście, było wysłanie mnie do domu w tym samym czasie, kiedy mój ojciec przejął obowiązki dowódcy na Pacyfiku. To sprawiłoby, że wyglądaliby bardzo humanitarnie, uwalniając rannego syna najwyższego oficera amerykańskiego. Dałoby im to również świetny argument przeciwko moim współwięźniom, ponieważ Północni Wietnamczycy zawsze wciskali nam ten „klasowy” interes. Mogli powiedzieć do innych: „Patrzcie, wy biedne diabły, syn człowieka, który prowadzi wojnę, poszedł do domu i zostawił was tutaj. Nikt nie dba o was, zwykłych ludzi”. Byłem zdecydowany przez cały czas, aby zapobiec jakiemukolwiek wykorzystaniu mojego ojca i mojej rodziny.

Był jeszcze jeden wzgląd na mnie. Chociaż powiedziano mi, że nie będę musiał podpisywać żadnych oświadczeń ani zeznań przed wyjazdem do domu, nie uwierzyłem im. Wsadziliby mnie do samolotu i powiedzieli: „Teraz podpisz to małe oświadczenie”. W tym momencie wątpię, czy mógłbym się oprzeć, nawet jeśli czułem się wtedy bardzo silny.

Ale podstawową rzeczą, którą rozważałem, było to, że nie miałem prawa iść przed ludźmi takimi jak Alvarez, którzy byli tam trzy lata przed tym, jak „zostałem zabity” – tak mówimy zamiast „zanim zostałem zestrzelony”, ponieważ w pewnym sensie zostanie więźniem w Wietnamie Północnym było jak bycie zabitym.

Około półtora miesiąca później, kiedy trzej mężczyźni, którzy zostali wybrani do zwolnienia, dotarli do Ameryki, zostałem poddany bardzo surowemu traktowaniu, które trwało przez następne półtora roku.

Pewnej nocy strażnicy przyszli do mojego pokoju i powiedzieli „Komendant obozu chce się z tobą widzieć.” Ten człowiek był szczególnie idiotycznym osobnikiem. Nazywaliśmy go „Slopehead.”

Jedna rzecz, o której powinienem tu wspomnieć: Obozy były zorganizowane bardzo podobnie do ich armii. Mieli komendanta obozu, który był wojskowym, w zasadzie odpowiedzialnym za utrzymanie obozu, jedzenie, itp. Następnie mieli coś, co nazywali oficerem sztabowym – w rzeczywistości oficerem politycznym – który był odpowiedzialny za przesłuchania i zapewniał propagandę słyszaną w radiu.

Mieliśmy również faceta w naszym obozie, którego nazwaliśmy „Wróżką Miękkiego Mydła”. Pochodził on z ważnej rodziny w Wietnamie Północnym. Nosił wytworny mundur i był naprawdę ostrym ciasteczkiem, z dominującą pozycją w obozie. „Wróżka Miękkiego Mydła”, która była nieco zniewieściała, była miłym facetem, a komendant obozu – „Stokowiec” – był tym złym. Stara „Miękkie Mydło” przychodziła zawsze, gdy coś poszło nie tak i mówiła: „Och, nie wiedziałem, że oni ci to zrobili. Wszystko, co musiałeś zrobić, to współpracować i wszystko byłoby w porządku.”

Wracając do historii: Wyprowadzili mnie z mojego pokoju do „Slopeheada”, który powiedział: „Złamałeś wszystkie przepisy obozowe. Jesteś czarnym kryminalistą. Musisz się przyznać do swoich zbrodni.” Odpowiedziałem, że tego nie zrobię, a on zapytał: „Dlaczego tak lekceważysz strażników?”. Odpowiedziałem, „Ponieważ strażnicy traktują mnie jak zwierzę.”

Kiedy to powiedziałem, strażnicy, którzy byli wszyscy w pokoju – około 10 z nich – naprawdę się na mnie rzucili. Odbijali mnie od słupa do słupa, kopiąc, śmiejąc się i drapiąc. Po kilku godzinach tego, założono mi liny i siedziałem całą noc związany. Potem zaprowadzono mnie do małego pokoju. Za karę prawie zawsze zabierają cię do innego pokoju, gdzie nie masz ani moskitiery, ani łóżka, ani żadnych ubrań. Przez następne cztery dni byłem bity co dwie do trzech godzin przez różnych strażników. Znowu miałem złamaną lewą rękę i pęknięte żebra.

Chcieli ode mnie oświadczenia, że żałuję za zbrodnie, które popełniłem przeciwko ludziom z Wietnamu Północnego i że jestem wdzięczny za traktowanie, jakie od nich otrzymałem. To był paradoks – tak wielu facetów było tak maltretowanych, że musieli powiedzieć, że są wdzięczni. Ale taka jest komunistyczna droga.

Wytrzymałem przez cztery dni. W końcu osiągnąłem najniższy punkt moich pięciu i pół lat w Wietnamie Północnym. Byłem na granicy samobójstwa, bo widziałem, że dochodzę do kresu wytrzymałości.

Powiedziałem: O.K., będę dla nich pisał.

Zabrali mnie do jednego z pokoi przesłuchań i przez następne 12 godzin pisaliśmy i przepisywaliśmy. Północnowietnamski przesłuchujący, który był dość głupi, napisał ostateczne zeznanie, a ja je podpisałem. Było ono w ich języku, mówiło o czarnych zbrodniach i innych ogólnikach. To było dla nich nie do przyjęcia. Ale ja czułem się z tym po prostu okropnie. Powtarzałem sobie: „O Boże, naprawdę nie miałem wyboru”. Nauczyłem się tego, czego wszyscy się tam nauczyliśmy: Każdy człowiek ma swój punkt krytyczny. Ja osiągnąłem swój.

Wtedy „gooci” popełnili bardzo poważny błąd, ponieważ pozwolili mi wrócić i odpocząć przez kilka tygodni. Zwykle nie robili tego z facetami, kiedy mieli ich naprawdę pokiereszowanych. Myślę, że zaniepokoiło ich to, że miałem złamaną rękę i rozwaloną nogę. Zostałem zredukowany do zwierzęcia podczas tego okresu bicia i tortur. Ręka tak mnie bolała, że nie mogłem wstać z podłogi. Z dyzenterią to był bardzo nieprzyjemny czas.

Dzięki Bogu pozwolili mi odpocząć przez kilka tygodni. Potem znowu mnie wezwali i chcieli czegoś innego. Nie pamiętam teraz, co to było – było to jakieś oświadczenie. Tym razem byłem w stanie się oprzeć. Mogłem kontynuować. Nie mogli mnie znowu „udupić”.

Modlitwa: „I Was Sustained in Times of Trial”

Odkrywałem, że modlitwa pomagała. Nie chodziło o to, by prosić o nadludzką siłę czy o to, by Bóg zabił Północnych Wietnamczyków. Prosiłam o moralną i fizyczną odwagę, o wskazówki i mądrość, by czynić to, co właściwe. Prosiłam o pocieszenie, gdy odczuwałam ból, a czasami otrzymywałam ulgę. Podtrzymywano mnie w wielu chwilach próby.

Gdy była presja, wydawało się, że idziesz w jedną lub drugą stronę. Albo było im łatwiej złamać cię następnym razem, albo było to trudniejsze. Innymi słowy, jeśli zamierzasz to zrobić, stajesz się twardszy w miarę upływu czasu. Częściowo jest to po prostu przejście z naszego sposobu życia na ten sposób życia. Ale zaczynasz nienawidzić ich tak bardzo, że to daje ci siłę.

Teraz nie nienawidzę ich już więcej – nie tych konkretnych facetów. Nienawidzę i obrzydzam przywódców. Niektórzy strażnicy po prostu przychodzili i wykonywali swoją pracę. Kiedy kazano im cię pobić, przychodzili i robili to. Niektórzy wydawali się czerpać z tego wielką satysfakcję. Wielu z nich było homoseksualistami, choć nigdy w stosunku do nas. Niektórzy, którzy byli cholernymi sadystami, zdawali się czerpać z bicia wielki dreszczyk emocji.

Od tego czasu jedna runda brutalnego traktowania następowała po drugiej. Czasami dostawałem to trzy lub cztery razy w tygodniu. Czasami nie było mnie przez kilka tygodni. Wiele z tego było moją własną zasługą, ponieważ oni zdawali sobie sprawę o wiele lepiej niż my na początku z wartości komunikowania się z naszymi rodakami. Kiedy przyłapali nas na komunikowaniu się, podejmowali surowe działania odwetowe. Mnie złapano wiele razy. Jednym powodem było to, że nie jestem zbyt bystry, a drugim to, że mieszkałem sam. Jeśli mieszkasz z kimś innym, masz kogoś, kto ci pomaga, pomaga ci przetrwać.

Ale ja nigdy nie zamierzałem przestać. Komunikacja ze współwięźniami miała najwyższą wartość – była to różnica między możliwością stawiania oporu a niemożnością stawiania go. W tej kwestii inni więźniowie mogą się z tobą spierać. Wiele zależy od jednostki. Niektórzy ludzie są o wiele bardziej samowystarczalni niż inni.

Komunikacja służyła przede wszystkim podtrzymaniu morale. Ryzykowaliśmy, że zostaniemy pobici tylko po to, aby powiedzieć człowiekowi, że jeden z jego przyjaciół dostał list z domu. Ale było to również cenne dla ustanowienia łańcucha dowodzenia w naszych obozach, aby nasi starsi oficerowie mogli udzielać nam rad i wskazówek.

Tak więc był to okres powtarzającego się, ciężkiego traktowania. Trwało to do około października ’69 roku. Chcieli, żebym się spotykał z delegacjami. Do Hanoi przyjeżdżały grupy antywojenne, wielu obcokrajowców – Kubańczyków, Rosjan. Nie sądzę, żebyśmy mieli zbyt wielu amerykańskich „peaceników” tak wcześnie, chociaż w ciągu następnego roku było ich znacznie więcej. Odmówiłem spotkania z którymkolwiek z nich. Wartość propagandowa dla nich byłaby zbyt wielka, z moim ojcem jako dowódcą na Pacyfiku.

David Dellinger przyjechał. Przyszedł Tom Hayden. Trzy grupy zwolnionych więźniów zostały wypuszczone pod opieką „grup pokojowych”. Pierwsi zwolnieni poszli do domu z jednym z braci Berrigan. Następną grupę stanowiła cała załoga. Jednym z nich był James Johnson, jeden z Trójki z Fort Hood. Żona redaktora magazynu „Ramparts” i Rennie Davis byli razem. W sumie, myślę, że około ośmiu lub dziewięciu z nich było w tym stroju. Potem pojawiła się trzecia grupa.

Północni Wietnamczycy chcieli, żebym spotkał się z nimi wszystkimi, ale udało mi się tego uniknąć. Wiele razy nie mogłeś stanąć z nimi twarzą w twarz, więc musiałeś próbować ich obejść. „Twarz” to wielka rzecz u tych ludzi, wiesz, i jeśli obejdziesz ich tak, że będą mogli zachować twarz, wtedy było to o wiele łatwiejsze.

Na przykład, oni bili mnie w piekło i mówili, że idę zobaczyć delegację. Ja odpowiadałem, że OK, zobaczę delegację, ale nie powiem nic przeciwko mojemu krajowi i nie powiem nic o moim traktowaniu, a jeśli mnie zapytają, powiem im prawdę o warunkach, w jakich byłem trzymany. Oni wracali i naradzali się nad tym, a potem mówili: „Zgodziłeś się na spotkanie z delegacją, więc cię zabierzemy”. Ale nigdy mnie nie wzięli, widzisz.

Pewnego razu chcieli, żebym napisał wiadomość do moich współwięźniów na Boże Narodzenie. Napisałem:

„Do moich przyjaciół w obozie, z którymi nie pozwolono mi się zobaczyć ani porozmawiać, mam nadzieję, że wasze rodziny mają się dobrze i są szczęśliwe, i mam nadzieję, że będziecie mogli pisać i otrzymywać listy zgodnie z Konwencją Genewską z 1949 r., na co nie pozwolili wam nasi więźniowie. I niech Bóg was błogosławi.”

Wzięli go, ale oczywiście nigdy nie został opublikowany. Innymi słowy, czasami lepiej było napisać coś, co było pochwałą dla twojego rządu lub przeciwko niemu, niż powiedzieć: „Nie będę pisał wcale” – ponieważ wiele razy musiało to przejść przez kanały, a czasami można było w ten sposób kupić czas.

Jak Dick Stratton został „naprawdę wykręcony”

W tym momencie chciałbym opowiedzieć ci historię kpt. Został on zestrzelony w maju 1967 roku, kiedy amerykańskie grupy pokojowe twierdziły, że Stany Zjednoczone bombardowały Hanoi. Nie byliśmy w tym czasie.

Dick został zestrzelony daleko poza Hanoi, ale chcieli przyznania się do winy w czasie, gdy był tam amerykański reporter. To było wiosną i latem ’67 – pamiętacie te historie, które wróciły, bardzo sensacyjne historie o uszkodzeniach amerykańskich bomb?

„Królik” i inni bardzo ciężko pracowali nad Dickiem Strattonem. Ma ogromne blizny po linach na rękach, gdzie zostały zainfekowane. Naprawdę wymęczyli go, ponieważ zamierzali uzyskać przyznanie się, że zbombardował Hanoi-thi, co miało być żywym dowodem. Obrywali mu też paznokcie u rąk i przypalali papierosami.

Dick doszedł do punktu, w którym nie mógł powiedzieć „Nie”. Ale kiedy zabrali go na konferencję prasową, wykonał na nich ten akt ukłonu – ukłonił się o 90 stopni w tę stronę, ukłonił się o 90 stopni w tamtą stronę – cztery kwadranty. Nie było to zbyt dzikie dla „żółtków”, ponieważ są oni przyzwyczajeni do kłaniających się rzeczy. Ale każdy Amerykanin, który widzi zdjęcie innego Amerykanina kłaniającego się w pas przy każdym obrocie o 90 stopni, wie, że z tym facetem jest coś nie tak, że coś mu się stało. Dlatego Dick zrobił to, co zrobił. Potem nadal naciskali na niego, żeby powiedział, że nie był torturowany. Torturowali go, by powiedział, że nie był torturowany. It gets to be a bad merry-go-round to be on.

Dick made some very strong statements at his press conference here in the States a few weeks ago. Powiedział, że chce, aby Północni Wietnamczycy zostali oskarżeni o zbrodnie wojenne. Jest wspaniałym człowiekiem. On i ja byliśmy na „The Plantation” razem przez długi czas, i on zrobił bardzo dobrą pracę tam. Jest wybitnym oficerem marynarki, bardzo oddanym Amerykaninem i głęboko religijnym człowiekiem.

Myślę bardzo dużo o Dicku Strattonie. Po prostu bardzo, bardzo niefortunnie doświadczył najgorszego, co „Gooci” mogli zgotować.

Mieliśmy szczególnie złą wiosnę i lato w 1969 roku, ponieważ w jednym z innych obozów doszło do ucieczki. Nasi ludzie wykonali dobrze przygotowany plan, ale zostali złapani. Byli to Ed Atterberry i John Dramesi. Atterberry został pobity na śmierć po ucieczce.

Nie ma co do tego wątpliwości: Dramesi widział Atterberry’ego zabranego do pokoju i słyszał, jak zaczęto go bić. Atterberry nigdy nie wyszedł na zewnątrz. Dramesi, gdyby nie był takim twardym ciasteczkiem, pewnie też zostałby zabity. To chyba jeden z najtwardszych facetów, jakich spotkałem – z południowej Filadelfii. Jego staruszek był zawodowym bokserem, a on sam był zapaśnikiem w college’u.

Odwet miał miejsce w innych obozach. Zaczęli nas torturować za nasze plany ucieczki. Jedzenie się pogorszyło. Inspekcje w pokojach stały się bardzo surowe. Nie można było mieć nic w pokoju – nic. Na przykład, dawali nam raz na jakiś czas małą fiolkę jodyny, ponieważ wielu z nas miało czyraki. Teraz nie pozwolili nam jej dostać, ponieważ Dramesi i Atterberry używali jodyny do przyciemnienia skóry przed próbą ucieczki, żeby wyglądać jak Wietnamczycy.

Tego lata, od maja do około września w naszym obozie, dwa razy dziennie przez sześć dni w tygodniu, wszystko co mieliśmy to zupa dyniowa i chleb. To dość surowa dieta – po pierwsze dlatego, że zupa z dyni strasznie cię męczy, ale także dlatego, że nie ma żadnych wartości odżywczych. Jedyną rzeczą, która mogła utrzymać na tobie wagę, był chleb, który był pełen grudek rozmiękłej mąki.

W niedzielę dostaliśmy to, co nazywaliśmy słodką zupą fasolową. Brało się trochę małej fasoli, wrzucało do garnka z dużą ilością cukru i gotowało, bez żadnego mięsa. Wielu z nas stało się chudych i wycieńczonych.

Miałem wyjątkowe nieszczęście zostać złapanym na komunikowaniu się cztery razy w miesiącu maju 1969 roku. Miałem pokój kar naprzeciwko mojej celi i spędziłem tam sporo czasu.

W maju 1969 r. chcieli, żebym napisał – jak pamiętam – list do amerykańskich pilotów, którzy latali nad Wietnamem Północnym, z prośbą, żeby tego nie robili. Byłem zmuszany do ciągłego wstawania – czasami kazali ci stać lub siedzieć na stołku przez długi okres czasu. Stałem przez kilka dni, z przerwą tylko dlatego, że jeden ze strażników – jedyna prawdziwa ludzka istota, jaką tam spotkałem – pozwolił mi się położyć na kilka godzin, kiedy był na warcie w środku jednej nocy.

Jedną ze strategii, którą wypracowaliśmy, było nie pozwolić im się złamać. Jeśli zmęczy cię stanie, po prostu usiądź – niech cię zmuszą do wstania. Więc usiadłem, a ten mały strażnik, który był szczególnie nienawistnym człowiekiem, wszedł i podskakiwał na moim kolanie. Po tym zdarzeniu musiałem chodzić o kulach przez następne półtora roku.

To było długie, trudne lato. Nagle, w październiku 1969 r., w obozie nastąpiły drastyczne zmiany. Tortury ustały. Pewnego dnia do mojego pokoju przyszła „Wróżka Miękkiego Mydła” i powiedziała mi, że dostanę współlokatora. Jedzenie znacznie się poprawiło i zaczęliśmy dostawać dodatkowe racje żywnościowe. Strażnicy wydawali się niemal przyjaźni. Na przykład, miałem klucznika, który po prostu bił mnie dookoła za wiercenie. Drzwi się otwierały – a on wchodził i zaczynał mnie bić. Zaprzestali tego typu rzeczy. Przypisuję to wszystko bezpośrednio wysiłkowi propagandowemu, który był kierowany przez Administrację i ludzi w Stanach Zjednoczonych w 1969 roku.

Mój młodszy brat, Joe, był bardzo aktywny w Narodowej Lidze Rodzin Amerykańskich Jeńców Wojennych i Zaginionych w Akcji w Azji Południowo-Wschodniej. To był parasol dla wszystkich grup rodzin jeńców wojennych. Więc on wypełnił mnie o tym, dlaczego północnowietnamski stosunek do amerykańskich więźniów zmienił się, i dał mi te informacje:

Jak bombardowanie Północy podniosło się w 1965, 1966, Hanoi zrobił swój pierwszy propagandowy pokaz paradując pobitych, podporządkowanych amerykańskich pilotów przez ulice. Ku ich zaskoczeniu, reakcja prasy na całym świecie była generalnie negatywna.

Następnie, Północni Wietnamczycy spróbowali taktyki zmuszenia komandora Dicka Strattona do stawienia się i przeproszenia za zbrodnie wojenne. Ale on oczywiście był źle traktowany, i robił to tylko pod ekstremalnym przymusem. To również zawiodło. Następnie uwolniono dwie grupy trzech jeńców wojennych w lutym i październiku 1968 roku. Ci mężczyźni byli tam mniej niż sześć miesięcy i nie doznali znacznej utraty wagi i byli w całkiem dobrej formie.

Do czasu objęcia urzędu przez administrację Nixona w 1969 roku, rząd w kraju przyjął postawę: „Nie mówcie o sytuacji jeńców wojennych, żeby nie zranić Amerykanów, którzy wciąż tam są”. Sekretarz obrony Melvin Laird, na początku 1969 roku, udał się na rozmowy pokojowe z Północnymi Wietnamczykami i Vietcongiem w Paryżu. Laird zrobił zdjęcia ciężko pobitych mężczyzn, takich jak Frishman, Stratton, Hegdahl – wszyscy z nich doznali skrajnej utraty wagi. Otrzymał te zdjęcia za pośrednictwem zagranicznych serwisów informacyjnych. Powiedział Północnemu Wietnamowi: „Konwencja genewska mówi, że należy uwolnić wszystkich chorych i rannych jeńców. Ci ludzie są chorzy i ranni. Dlaczego nie zostali uwolnieni?”

W sierpniu 1969 roku Hanoi pozwoliło Frishmanowi wrócić do domu. Nie miał łokcia – tylko kulawe, gumowate ramię – i stracił 65 funtów. Hegdahl wyszedł i stracił 75 funtów. Zwolniony został również Wes Rumbull, który był w gipsie z powodu złamanego kręgosłupa.

Frishman otrzymał pozwolenie na zorganizowanie konferencji prasowej i opowiedział o szczegółach tortur i maltretowania. Nagłówki pojawiły się na całym świecie i od tego momentu, począwszy od jesieni 1969 roku, leczenie zaczęło się poprawiać. Myślimy, że było to bezpośrednio związane z faktem, że Frishman był żywym dowodem na złe traktowanie Amerykanów.

Jestem dumny z roli, jaką Joe i moja żona, Carol, odegrali tutaj w domu. Pokusą dla żon, w miarę upływu lat, było mówienie: „Boże, chcę ich w domu, bez względu na okoliczności”. Kiedy Carol została zmuszona do przyjęcia tej linii, jej odpowiedź brzmiała: „Samo sprowadzenie go do domu to dla mnie za mało, a dla Johna to za mało – chcę, żeby wrócił do domu na stojąco.”

Otrzymałem bardzo mało listów od Carol. Dostałem trzy w ciągu pierwszych czterech miesięcy po zestrzeleniu. W ciągu ostatnich czterech lat pobytu „żółtki” pozwoliły mi otrzymać tylko jeden. Pierwszą paczkę otrzymałem w maju 1969 roku. Powodem, dla którego dostawałem tak mało poczty, był fakt, że Carol nalegała na korzystanie z kanałów przewidzianych przez Konwencję Genewską w zakresie traktowania jeńców wojennych. Odmówiła wysyłania rzeczy przez Komitet Łączności z Rodzinami prowadzony przez grupy antywojenne.

To prowadzi mnie do czegoś, co chcę omówić bardziej szczegółowo:

Jak możesz wiedzieć, z powrotem w 1954 roku, Północni Wietnamczycy mieli dużą rękę w obalaniu francuskiego rządu w Paryżu, ponieważ francuscy wyborcy nie mieli więcej żołądka dla wojny w Wietnamie, którą ich rząd prowadził w tym czasie. To był sposób, w jaki Północni Wietnamczycy wygrali w 1954 roku – nie wygrali w Vietnam.

Francuzi zgodzili się wycofać z Indochin bez żadnych pytań, kiedy podpisali porozumienie. W rezultacie odzyskali tylko jedną trzecią swoich jeńców wojennych.

Jestem przekonany, że Hanoi miało nadzieję wygrać w naszym przypadku poprzez podkopanie morale wśród ludzi w Ameryce. Musieli zmobilizować opinię światową po swojej stronie. Pamiętam przemówienie Pham Van Donga w 1968 lub ’69 roku do Zgromadzenia Narodowego, ponieważ byliśmy rażeni tymi rzeczami przez głośniki. Tytuł jego przemówienia brzmiał: „Cały świat nas popiera”, a nie: „Pokonaliśmy amerykańskich agresorów” czy coś w tym stylu.

W 1969 roku, po tym jak trzej uwolnieni faceci wrócili do Stanów Zjednoczonych i opowiedzieli o brutalności w obozach jenieckich, prezydent Nixon dał zielone światło na upublicznienie tego faktu. Przyniosło to drastyczną zmianę w naszym traktowaniu. I dziękuję za to Bogu, bo gdyby nie to, wielu z nas nigdy by nie wróciło.

Jeden mały przykład tego, jak wszystko się poprawiło: Nad moimi drzwiami były jakieś kraty, przykryte drewnianą deską, aby uniemożliwić mi widzenie na zewnątrz i zablokować wentylację. Pewnej nocy, pod koniec września 1969 r., przyszedł „Slopehead”, sam komendant obozu, i ściągnął to coś, żebym miał trochę wentylacji. Nie mogłem w to uwierzyć. Odtąd co noc ściągali tę pawęż, żebym miał wentylację. Zaczęłyśmy się częściej kąpać. To wszystko było bardzo niesamowite.

W grudniu 1969 roku zostałem przeniesiony z „Pentagonu” do „Las Vegas”. „Las Vegas” było małym obszarem więzienia Hoala, które zostało zbudowane przez Francuzów w 1945 roku. Dla Amerykanów był on znany jako „Hanoi Hilton”. Jest tam również „Heartbreak Hotel” – to pierwsze miejsce, do którego zazwyczaj zabierano ludzi na wstępne przesłuchania, a następnie kierowano ich do innych obozów.

Całe to więzienie zajmuje obszar około dwóch przecznic. W „Las Vegas” zostałem umieszczony w małym budynku z trzema pokojami, zwanym „Gold Nugget”. Nazwaliśmy te budynki od hoteli w Vegas – był tam „Thunderbird”, „Stardust”, „Riviera”, „Gold Nugget” i „Desert Inn”.

Przeniesiono mnie do „Gold Nugget” i od razu byłem w stanie nawiązać łączność z mężczyznami z całego obozu, ponieważ łaźnia była tuż za moim oknem, a ja mogłem widzieć przez szpary w drzwiach łaźni i w ten sposób się porozumiewaliśmy. Przebywałem w niej, w odosobnieniu, do marca 1970 roku.

Były naciski, aby zobaczyć amerykańskie delegacje antywojenne, które wydawały się wzrastać w miarę upływu czasu. Ale nie było żadnych tortur. W styczniu 1970 roku, zostałem zabrany na quiz z „Kotem”. Powiedział mi, że chce, abym zobaczył się z zagranicznym gościem. Powiedziałem mu to, co zawsze mówiłem wcześniej: że zobaczę się z gościem, ale nie powiem nic przeciwko mojemu krajowi, a jeśli zapytają mnie o moje traktowanie, powiem im, jakie było surowe. Ku mojemu zaskoczeniu powiedział: „Dobrze, nie musisz nic mówić”. Powiedziałem mu, że muszę się nad tym zastanowić. Wróciłem do swojego pokoju i zapytałem starszego amerykańskiego oficera w naszym rejonie, jaka jest jego opinia, a on powiedział, że uważa, że powinienem iść dalej.

Więc poszedłem zobaczyć się z tym gościem, który powiedział, że jest z Hiszpanii, ale później dowiedziałem się, że był z Kuby. Nigdy nie zadawał mi żadnych pytań na kontrowersyjne tematy, ani o moje leczenie, ani o moje odczucia związane z wojną. Powiedziałem mu, że nie mam wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobiłem, i że zrobiłbym to ponownie, gdyby nadarzyła się taka sama okazja. To go rozzłościło, bo był sympatykiem Północnego Wietnamu.

W tym czasie, gdy to się stało, wszedł fotograf i zrobił kilka zdjęć. Powiedziałem „Kotu”, że nie chcę żadnego takiego rozgłosu. Więc kiedy wróciłem – rozmowa trwała około 15, 20 minut – powiedziałem mu, że nie zamierzam widzieć kolejnego gościa, ponieważ złamał swoje słowo. Również w tym czasie kpt. Jeremiah Denton, który prowadził nasz obóz w tym czasie, ustanowił politykę, że nie powinniśmy widzieć żadnych delegacji.

W marcu dostałem współlokatora, płk. Johna Finleya z Sił Powietrznych. On i ja mieszkaliśmy razem przez około dwa miesiące. Miesiąc po jego wprowadzeniu się, „Kot” powiedział mi, że zobaczę kolejną delegację. Odmówiłem i zostałem zmuszony do siedzenia na stołku na podwórku „Złamanego Serca” przez trzy dni i noce. Potem odesłano mnie z powrotem do mojego pokoju.

Ciągle wywierano na nas presję, abyśmy zobaczyli delegacje antywojenne. Na początku czerwca zostałem przeniesiony z dala od pułkownika Finleya do pokoju, który nazwano „Kalkuta”, około 50 jardów od najbliższych więźniów. Było to pomieszczenie o wymiarach 6 stóp na 2 stopy, bez wentylacji i było w nim bardzo, bardzo gorąco. W ciągu lata kilka lub trzy razy dostałem udaru cieplnego i zachorowałem na dyzenterię. Byłem bardzo chory. Pralnie nie istniały. Moje jedzenie było ograniczone do około połowy racji żywnościowych. Czasami nie jadłem nawet przez jeden dzień.

Przez cały ten czas zabierano mnie na przesłuchania i naciskano, abym zobaczył się z antywojennymi ludźmi. Odmówiłem.

W końcu we wrześniu przeniosłem się do innego pokoju, który był z powrotem w obozie, ale oddzielony od wszystkiego innego. To było to, co nazywaliśmy „Riwierą”. Przebywałem tam do grudnia 1970 roku. Miałem dobrą komunikację, bo były tam drzwi na zewnątrz, a nad nimi takie żaluzjowe okno. W grudniu przeniosłem się do „Thunderbirda”, jednego z dużych budynków, w którym było około 15 pokoi. Łączność była bardzo dobra. Stukaliśmy się między pokojami. Nauczyłem się wiele o akustyce. Możesz stukać – jeśli trafisz w odpowiednie miejsce na ścianie – i słyszeć faceta cztery lub pięć pokoi dalej.

Pod koniec grudnia 1970 roku – około dwudziestego, jak sądzę – pozwolono mi wychodzić w ciągu dnia z czterema innymi mężczyznami. W noc Bożego Narodzenia zostaliśmy wyprowadzeni z naszego pokoju i przeniesieni na teren „Camp Unity”, który był inną częścią Hoali. Mieliśmy duży pokój, w którym było nas około 45 osób, głównie z „Vegas”

Było tam siedem dużych pokoi, zazwyczaj z betonowym cokołem w środku, gdzie spaliśmy po 45 lub 50 osób w każdym pokoju. Mieliśmy wtedy w sumie 335 więźniów.

Było czterech lub pięciu facetów, którzy nie byli w dobrym stanie, których trzymali oddzielnie od nas. Pułkownicy Flynn, Wynn, Bean i Caddis również byli trzymani oddzielnie. Nie zamieszkali z nami w tym czasie.

Naszą „matką den” był znowu „The Bug”, ku naszemu wielkiemu niezadowoleniu. Bardzo utrudniał nam życie. Nie pozwalał nam na spotkania więcej niż trzech osób naraz.

Bali się, że będziemy organizować indoktrynację polityczną. Nie pozwalali nam odprawiać nabożeństw. „Bug” nie uznałby naszego stopnia starszego oficera. To jest jedna rzecz, którą oni robili do samego końca, do dnia naszego odejścia. Gdyby pracowali przez naszych starszych, to by z nas wydobyli współpracę. To było cały czas wielkim źródłem irytacji.

W marcu 1971 r. starsi oficerowie zdecydowali, że będziemy mieli rozróbę w sprawie kościoła. To była dla nas ważna sprawa. Była też dobra do walki z nimi. Poszliśmy naprzód i urządziliśmy kościół. Mężczyźni, którzy prowadzili nabożeństwo, zostali natychmiast wyprowadzeni z sali. Zaczęliśmy głośno śpiewać hymny i „The Star-Spangled Banner”.

„Gooci” myśleli, że to sytuacja do zamieszek. Przynieśli liny i ćwiczyli chwyty judo i tego typu rzeczy. Po tygodniu lub dwóch zaczęli zabierać starszych oficerów z naszego pokoju i umieszczać ich w innym budynku.

Później w marcu przyszli i zabierali trzech lub czterech z nas z każdego z siedmiu pokoi, aż wyciągnęli 36 z nas. Umieszczono nas w obozie, który nazywaliśmy „Skid Row”, obozie karnym. Przebywaliśmy tam od marca do sierpnia, kiedy to wróciliśmy na około cztery tygodnie z powodu powodzi w okolicach Hanoi, a potem wróciliśmy znowu do listopada.

Nie traktowali nas tam źle. Strażnicy mieli pozwolenie na bicie nas dookoła, jeśli byliśmy niesforni. Nie mieli jednak pozwolenia, aby zacząć nas torturować za propagandowe wypowiedzi. Pomieszczenia były bardzo małe, około 6 stóp na 4 stopy, a my znowu byliśmy w izolatce. Najbardziej nieprzyjemną rzeczą była myśl, że wszyscy nasi przyjaciele mieszkają razem w dużym pokoju. Ale w porównaniu z rokiem ’69 i wcześniejszymi, to była bułka z masłem.

Wielką zaletą mieszkania w dużym pokoju jest to, że w ten sposób tylko kilku lub trzech facetów z grupy ma do czynienia z „żółtkami”. Kiedy mieszkasz sam, masz z nimi do czynienia cały czas. Zawsze masz z nimi jakąś walkę. Może masz 15 minut na kąpiel, a „gook” powie, że za pięć minut musisz wracać. Więc kłócisz się z nim, a on zamyka cię w pokoju i nie możesz się kąpać przez tydzień. Ale kiedy jesteś w dużym pokoju z innymi, możesz nie mieć z nimi kontaktu i jest to o wiele przyjemniejsze.

Przez cały ten okres „żółtki” bombardowały nas antywojennymi cytatami od ludzi na wysokich stanowiskach w Waszyngtonie. To była najbardziej skuteczna propaganda, jaką mieli do wykorzystania przeciwko nam – przemówienia i oświadczenia ludzi, którzy byli ogólnie szanowani w Stanach Zjednoczonych.

Wielokrotnie wykorzystywali senatora Fulbrighta i senatora Brooke’a. Ted Kennedy był wielokrotnie cytowany, podobnie jak Averell Harriman. Clark Clifford był kolejnym faworytem, zaraz po tym jak został sekretarzem obrony za czasów prezydenta Johnsona.

Kiedy Ramsey Clark przyjechał, uważali to za wielki zamach stanu dla ich sprawy.

Wielka furia związana z ujawnieniem dokumentów Pentagonu była ogromnym impulsem dla Hanoi. Zostało to przedstawione jako dowód na „czarne imperialistyczne plany”, o których mówili przez te wszystkie lata.

W listopadzie 1971 roku wróciliśmy z „Skid Row,” i umieścili nas ponownie w jednym z dużych pomieszczeń w głównym obszarze więzienia Hoala. To był „Camp Unity”. Od tego czasu przebywaliśmy w zasadzie jako grupa z kilkoma innymi ludźmi, którzy zostali przywiezieni później. Skończyło się na około 40 osobach.

W maju 1972 roku, kiedy amerykańskie bombardowania zaczęły się na poważnie, przeniesiono prawie wszystkich młodszych oficerów do obozu w pobliżu granicy z Chinami, pozostawiając starszych oficerów i naszą grupę. To właśnie wtedy prezydent Nixon ogłosił wznowienie bombardowania Wietnamu Północnego i wydobycie z portów.

„Dogpatch” to nazwa obozu w pobliżu granicy. Myślę, że bali się, że Hanoi zostanie trafione, a z nami wszystkimi razem w jednym obozie jedna bomba mogła nas zmieść. W tym czasie „gooci” stali się trochę bardziej szorstcy. Pewnego razu wyciągnęli z naszego pokoju faceta i bardzo go pobili. Ten człowiek zrobił sobie flagę na plecach koszuli innego mężczyzny. Był to dobry młody człowiek, nazywał się Mike Christian. Oni po prostu zgotowali mu piekło tuż przed naszym pokojem, potem przenieśli go kilka stóp i znowu zgotowali mu piekło i zgotowali mu piekło przez cały dziedziniec, wybili mu jeden z bębenków w uszach i połamali żebra. To miała być lekcja dla nas wszystkich.

„I Was Down to 105 Pounds”

Aside from bad situations now and then, 1971 and 1972 was a sort of coasting period. Powodem, dla którego dziś widzicie naszych ludzi w tak dobrej kondycji jest to, że jedzenie i wszystko ogólnie się poprawiło. Na przykład pod koniec 1969 roku ważyłem 105, 110 funtów, wszędzie miałem czyraki, cierpiałem na dyzenterię. Zaczęliśmy dostawać paczki z witaminami – mniej więcej jedną paczkę rocznie. Mogliśmy sporo ćwiczyć w naszych pokojach i udało nam się wrócić do dużo lepszego zdrowia.

Moje zdrowie poprawiło się radykalnie. W rzeczywistości myślę, że jestem w lepszej formie fizycznej niż wtedy, gdy zostałem zestrzelony. Mogę zrobić 45 pompek i kilkaset przysiadów. Kolejna piękna rzecz w ćwiczeniach: Sprawia, że jesteś zmęczony i możesz spać, a kiedy śpisz, to cię nie ma, wiesz. Kiedyś starałem się ćwiczyć cały czas.

W końcu nadszedł dzień, którego nigdy nie zapomnę – osiemnasty grudnia 1972 roku. Całe miejsce eksplodowało, gdy rozpoczęło się świąteczne bombardowanie zarządzone przez prezydenta Nixona. Uderzyli w Hanoi od razu po wybuchu.

To był najbardziej spektakularny pokaz, jaki kiedykolwiek zobaczę. Mieliśmy już wtedy duże okna w naszych pokojach. Były one przykryte matami bambusowymi, ale w październiku 1972 roku zdjęto je. Mieliśmy około 120-stopniowy widok na niebo i, oczywiście, w nocy można było zobaczyć wszystkie błyski. Bomby spadały tak blisko, że budynek się trząsł. SAM’y „latały wszędzie i wyły syreny – to była naprawdę dzika scena. Kiedy B-52 został trafiony – są na wysokości ponad 30.000 stóp – rozświetlał całe niebo. Pojawiała się czerwona poświata, która prawie przypominała światło dzienne, i trwało to długo, ponieważ spadały z bardzo daleka.

Wiedzieliśmy wtedy, że jeśli nie zrobimy czegoś bardzo mocnego, nigdy się stamtąd nie wydostaniemy. Siedzieliśmy tam przez 3 i pół roku bez bombardowań – od listopada ’68 do maja ’72. Byliśmy w pełni świadomi, że jedynym sposobem, aby się stamtąd wydostać, było przykręcenie śruby przez nasz rząd w Hanoi.

Byliśmy więc bardzo szczęśliwi. Wiwatowaliśmy i krzyczeliśmy. Wcale się to nie podobało „żółtkom”, ale nas to nie obchodziło. Było dla nas oczywiste, że negocjacje nie rozwiążą problemu. Jedynym powodem, dla którego Północni Wietnamczycy rozpoczęli negocjacje w październiku 1972 roku, było to, że potrafili czytać w sondażach tak samo dobrze jak my i wiedzieli, że Nixon odniesie przytłaczające zwycięstwo w walce o reelekcję. Więc chcieli wynegocjować zawieszenie broni przed wyborami.

„I Admire President Nixon’s Courage”

I admire President Nixon’s courage. Można go krytykować w niektórych dziedzinach – na przykład w Watergate. Ale on musiał podejmować najbardziej niepopularne decyzje, jakie tylko mogę sobie wyobrazić – wydobycie, blokada, bombardowanie. Wiem, że było mu bardzo, bardzo trudno to zrobić, ale to właśnie one zakończyły wojnę. Myślę, że zrozumiał to dlatego, że ma długą praktykę w kontaktach z tymi ludźmi. Wie, jak używać kija i marchewki. Oczywiście, jego podróż do Chin i traktat o ograniczeniu zbrojeń strategicznych z Rosją opierały się na fakcie, że jesteśmy silniejsi niż komuniści, więc byli skłonni do negocjacji. Siła jest tym, co oni rozumieją. I właśnie dlatego trudno mi teraz zrozumieć, kiedy wszyscy wiedzą, że bombardowanie w końcu przyniosło porozumienie o zawieszeniu broni, dlaczego ludzie wciąż krytykują jego politykę zagraniczną – na przykład bombardowanie w Kambodży.

Tuż po komunistycznej ofensywie Tet w 1968 roku Północni Wietnamczycy jechali wysoko. Wiedzieli, że prezydent Johnson zamierza zatrzymać bombardowania przed wyborami w 1968 roku. „The Soft-Soap Fairy” powiedział mi miesiąc przed tymi wyborami, że Johnson miał zamiar zatrzymać bombardowania.

W maju 1968 roku zostałem przesłuchany przez dwóch północnowietnamskich generałów w oddzielnych czasach. Obaj powiedzieli mi, prawie tymi słowami:

„Po wyzwoleniu Wietnamu Południowego zamierzamy wyzwolić Kambodżę. A po Kambodży idziemy do Laosu, a po wyzwoleniu Laosu idziemy wyzwolić Tajlandię. A po wyzwoleniu Tajlandii wyzwolimy Malezję, a potem Birmę. Zamierzamy wyzwolić całą Azję Południowo-Wschodnią.”

„North Vietnamese Believe 'Domino Theory'”

Nie pozostawili oni w moim umyśle żadnych wątpliwości, że nie była to kwestia tylko Wietnamu Południowego. Ulubioną grą niektórych ludzi jest obalanie „teorii domina”, ale sami Północni Wietnamczycy nigdy nie próbowali jej obalać. Oni w nią wierzą. Ho Chi Minh mówił wiele, wiele razy: „Jesteśmy dumni, że jesteśmy na pierwszej linii walki zbrojnej między obozem socjalistycznym a imperialistycznymi agresorami z USA”. Teraz, to nie oznacza walki o nacjonalizm. Nie oznacza to walki o niepodległy Wietnam Południowy. To znaczy to, co on powiedział. Na tym właśnie polega komunizm – na walce zbrojnej w celu obalenia krajów kapitalistycznych.

Czytałem dużo o ich historii. Dali nam książki propagandowe. Dowiedziałem się, że Ho Chi Minh był stalinistą. Kiedy Chruszczow potępił Stalina w późnych latach pięćdziesiątych, Minh nie poszedł za nim. He was not a „peaceful coexistence” Communist.

At this particular juncture, after Tet in 1968, they thought they had the war won. Zwolnili generała Westmorelanda. Byli przekonani, że zniszczyli szanse Johnsona na reelekcję. I myśleli, że mają po swojej stronie większość Amerykanów. Dlatego ci ludzie bardzo swobodnie mówili o swoich ambicjach. Mówili przedwcześnie, bo po prostu źle ocenili kaliber prezydenta Nixona.

Wracając do grudniowego bombardowania: Początkowo Północni Wietnamczycy mieli pod ręką cholernie dużo SAM-ów. Wkrótce zaobserwowałem zmniejszenie aktywności SAM-ów, co oznacza, że być może już je zużyli. Również bombardowania B-52, które w pierwszych dniach były głównie w okolicach Hanoi, rozprzestrzeniły się poza miasto, ponieważ, jak sądzę, zniszczyły wszystkie cele wojskowe wokół Hanoi.

Nie znam liczby zestrzelonych wtedy załogantów B-52, ponieważ do naszego obozu zabrali tylko rannych Amerykanów. Nastawienie naszych ludzi było dobre. Rozmawiałem z nimi w przeddzień wyjazdu, przygotowując się do powrotu do domu, kiedy wiedzieli, że będą podpisane porozumienia. Zapytałem jednego młodego pilota z klasy ’70 w West Point – „Jak czuł się wasz oddział, kiedy powiedziano wam, że B-52 zbombardują Hanoi?”. Odpowiedział: „Nasze morale poszybowało w górę.”

Słyszałem, że był jeden pilot B-52, który odmówił latania na misjach podczas bombardowania w Boże Narodzenie. Zawsze się na takich trafia. Kiedy sytuacja staje się trudna, odkrywają, że dręczy ich sumienie. Chcę to powiedzieć każdemu, kto jest w wojsku: Jeśli nie wiesz, co robi twój kraj, dowiedz się. A jeśli odkryjecie, że nie podoba wam się to, co robi wasz kraj, uciekajcie, zanim wszystko się posypie.

Od kiedy zostaniecie jeńcami wojennymi, nie macie prawa się sprzeciwiać, ponieważ to, co robicie, szkodzi waszemu krajowi. Nie przemawiasz już jako jednostka, przemawiasz jako członek sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych i jesteś winien lojalność głównodowodzącemu, a nie własnemu sumieniu. Niektórzy z moich współwięźniów śpiewali inną melodię, ale stanowili oni bardzo małą mniejszość. Zadaję sobie pytanie, czy powinni być ścigani i nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Mogłoby to zniszczyć bardzo dobry obraz, jaki zdecydowana większość z nas wyniosła z tego piekła. Pamiętaj, że garstka zdrajców po wojnie koreańskiej sprawiła, że większość Amerykanów uważa większość jeńców wojennych za zdrajców.

Jeśli ci ludzie zostaną osądzeni, to nie dlatego, że zajęli stanowisko antywojenne, ale dlatego, że w pewnym stopniu współpracowali z Wietnamczykami, a to było szkodliwe dla innych amerykańskich jeńców wojennych. I jest jeszcze jedna kwestia do rozważenia: Ameryka będzie miała inne wojny do stoczenia, dopóki komuniści nie porzucą swojej doktryny gwałtownego obalenia naszego sposobu życia. Ci ludzie powinni ponieść pewną cenzurę, aby w przyszłych wojnach nie było precedensu dla postępowania, które szkodzi temu krajowi.

Pod koniec stycznia tego roku wiedzieliśmy, że koniec wojny jest bliski. Zostałem wtedy przeniesiony na „Plantację”. Łączono nas w grupy według okresu, w którym zostaliśmy zestrzeleni. Przygotowywali nas do powrotu grupami.

Przy okazji – bardzo ciekawa rzecz – po moim powrocie Henry Kissinger powiedział mi, że kiedy był w Hanoi, aby podpisać ostateczne porozumienia, Północni Wietnamczycy zaoferowali mu jednego człowieka, którego mógłby zabrać ze sobą do Waszyngtonu, i to byłem ja. On oczywiście odmówił, a ja bardzo mu za to podziękowałem, bo nie chciałem wyjść poza kolejność. Większość chłopaków obstawiała, że będę ostatnim, który wyjdzie – ale „żółtków” nigdy nie da się rozgryźć.”

Był 20 stycznia, kiedy przeniesiono nas na „Plantację”. Od tego momentu było bardzo łatwo – prawie nam nie przeszkadzano. Wypuszczano nas na cały dzień na podwórze. Ale, co typowe dla nich, mieliśmy bardzo złe jedzenie przez około dwa tygodnie przed wyjazdem. Potem dali nam wielki posiłek w noc przed wyjazdem do domu.

Nie było żadnej specjalnej ceremonii, kiedy opuszczaliśmy obóz. Przyjechała Międzynarodowa Komisja Kontroli i pozwolono nam rozejrzeć się po obozie. Wokół było wielu fotografów, ale nic oficjalnego. Potem wsiedliśmy do autobusów i pojechaliśmy na lotnisko Gia Lam. Mój stary przyjaciel „The Rabbit” był tam. Stał z przodu i powiedział do nas: „Kiedy wyczytam wasze nazwiska, wsiadacie do samolotu i wracacie do domu.”

To było 15 marca. Aż do tego momentu nie pozwoliłbym sobie na więcej niż uczucie ostrożnej nadziei. Szczytowaliśmy już tak wiele razy, że postanowiłem, iż nie będę się ekscytował, dopóki nie uścisnę dłoni Amerykanina w mundurze. Tak się stało w Gia Lam i wtedy wiedziałem, że to już koniec. Nie ma sposobu, abym mógł opisać, co czułem, gdy szedłem w kierunku samolotu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych.

Teraz, gdy wróciłem, spotykam się z wieloma biadoleniami na temat tego kraju. Nie kupuję tego. Myślę, że dzisiejsza Ameryka jest lepszym krajem niż ten, który opuściłem prawie sześć lat temu.

Północni Wietnamczycy przekazali nam bardzo niewiele poza złymi wiadomościami o Stanach Zjednoczonych. Nie dowiedzieliśmy się o pierwszym udanym wystrzale z księżyca, dopóki nie został on wspomniany w przemówieniu George’a McGoverna mówiącego, że Nixon mógł umieścić człowieka na księżycu, ale nie mógł położyć kresu wojnie w Wietnamie.

Bombardowali nas wiadomościami o śmierci Martina Luthera Kinga i zamieszkach, które po niej nastąpiły. Informacje tego typu nieustannie wylewały się z głośników.

Myślę, że Ameryka jest teraz lepszym krajem, ponieważ przeszliśmy przez pewien rodzaj procesu oczyszczania, ponownej oceny samych siebie. Teraz widzę więcej uznania dla naszego sposobu życia. Jest więcej patriotyzmu. Flaga jest wszędzie. Słyszę nowe wartości, które są podkreślane – troska o środowisko jest przypadkiem w punkcie.

Otrzymałem dziesiątki listów od młodych ludzi, a wielu z nich przysłało mi bransoletki jenieckie z moim imieniem, które nosili. Niektórzy nie byli zbyt pewni co do wojny, ale są silnie patriotyczni, ich wartości są dobre i myślę, że przekonamy się, że wyrosną na lepszych Amerykanów niż wielu z nas.

Ten wylew w imieniu nas, którzy byliśmy jeńcami wojennymi jest oszałamiający i trochę żenujący, ponieważ w zasadzie czujemy, że jesteśmy tylko przeciętnymi pilotami amerykańskiej marynarki, piechoty morskiej i sił powietrznych, którzy zostali zestrzeleni. Każdy inny na naszym miejscu spisałby się równie dobrze.

Moje własne plany na przyszłość to pozostanie w Marynarce Wojennej, jeśli będę w stanie wrócić do latania. To zależy od tego, czy operacja korekcyjna na moich rękach i nodze zakończy się sukcesem. Jeśli będę musiał opuścić Marynarkę Wojenną, mam nadzieję służyć rządowi w jakimś charakterze, najlepiej w służbie zagranicznej w Departamencie Stanu.

Miałem tam dużo czasu do namysłu i doszedłem do wniosku, że jedną z najważniejszych rzeczy w życiu – obok rodziny mężczyzny – jest wniesienie jakiegoś wkładu do swojego kraju.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.