The timing nie mógł być gorszy. Finał sezonu The Sopranos w tym samym roku zapoczątkował falę manii „Don’t Stop Belivin'”, która trwała przez następne lata, kiedy piosenka pojawiła się w Rock of Ages, Glee i każdym barze karaoke na planecie. Publiczność była głodna kolejnych utworów Journey, ale zespół miał poważny problem z głównym wokalistą. Z desperacji sięgnęli po YouTube i odkryli Jeremey’a Hunsickera, frontmana zespołu Frontiers, który był hołdem dla Journey. Przylecieli z nim do Kalifornii na przesłuchanie i byli bliscy podpisania z nim kontraktu, ale ostatecznie wszystko się rozpadło. (Sprawdź ten wywiad, aby dowiedzieć się jak Hunsicker ocenia sytuację.)
Mniej więcej w tym czasie gitarzysta Journey, Neal Schon, wrócił na YouTube i odkrył serię filmów na żywo filipińskiego zespołu the Zoo, którego liderem był 39-letni Arnel Pineda. Zespół specjalizował się w coverach utworów takich ikon lat 70. i 80. jak Led Zeppelin, Aerosmith, Survivor, Air Supply czy Kenny Loggins. Ale zespół naprawdę błyszczał, gdy grał Journey. Angielski może nie jest głównym językiem Pinedy, ale kiedy śpiewa Journey, wydaje się być niemal opętany przez ducha Steve’a Perry’ego. Oszołomiony Neal Schon przyleciał z Pinedą do Kalifornii i wkrótce oznajmił światu, że Journey znalazł swojego nowego wokalistę w Manili.
Popularne w Rolling Stone
Pierwszy koncert Journey z Pinedą odbył się 21 lutego 2008 roku na festiwalu Viña del Mar w Chile. To był odważny krok, aby zadebiutować z nowym wokalistą przed tak dużą publicznością, ale Pineda stanął na wysokości zadania. Zobaczcie tutaj wideo z „Don’t Stop Believin'” z tego wielkiego wieczoru. Wkrótce terminy koncertów zostały zarezerwowane na całym świecie, a historia nieznanego Filipińczyka, który staje na czele dużego zespołu rockowego, stała się tematem nie do odrzucenia dla mediów. Zespół wystąpił nawet w programie Oprah i stał się tematem filmu dokumentalnego, co pomogło Journey sprzedać więcej biletów niż od czasu odejścia Perry’ego. „Gdyby nie to, że znalazłem Arnela, kto wie, gdzie byśmy teraz byli” – powiedział niedawno Schon w wywiadzie dla Rolling Stone. „On naprawdę to wnosi. Teraz, kiedy ludzie go znają i widzieli go tak wiele razy, rozumieją go i wierzą w to. Wiedzą, że jest w tym przekonanie.”
Nad tym wszystkim unosi się tajemnica Steve’a Perry’ego. Utrzymuje bardzo niski profil od czasu zawinięcia krótkiej trasy solowej w 1995 roku, ale w 2014 roku pojawił się ponownie, aby zaśpiewać kilka piosenek z Eels. To wystarczyło, aby rozwiać plotki, że jego głos jest rozstrzelony, a teraz, gdy Journey dostaje się do Rock and Roll Hall of Fame, jest ogromna szansa, aby w końcu wrócił na scenę z Journey, nawet jeśli to tylko na kilka piosenek. „Będziemy musieli po prostu poczekać i zobaczyć, co się stanie” – powiedział Schon. „Przypuszczam, że usłyszymy coś na ten temat dzień przed lub w dniu koncertu. Kto wie? Byłbym zaskoczony, gdyby tak się nie stało, ale poradzę sobie z tym, jakkolwiek by nie było. Myślę, że to będzie interesujący wieczór.”
Perry odmawia wszelkich wywiadów i zaoferował jedynie najkrótsze z krótkich oświadczeń: „Jestem naprawdę wdzięczny, że Journey jest indukowany do Rock and Roll Hall of Fame”. Nie jest jasne, czy nawet planuje się pojawić, nie mówiąc już o zaśpiewaniu piosenki lub dwóch z Journey. Schon powiedział, że nie ma nawet jego numeru telefonu, więc tajemnica może się utrzymywać aż do nocy w Hall of Fame. Ale cokolwiek się stanie, samo istnienie cudu, jakim jest Arnel Pineda oznacza, że Journey może koncertować przez wiele, wiele lat bez względu na to, co Steve Perry zdecyduje się zrobić.